Skomplikowała się sprawa z masztami z urządzeniami rejestrującymi prędkość na drodze, obsługiwanymi zarówno przez straże gminne (miejskie), jak i Główną Inspekcję Transportu Drogowego.
W czym rzecz? Otóż od 1 lipca 2011 r. obowiązuje przepis, że przed masztem, na którym jest zamontowany fotoradar, musi być znak informujący o nim. Jeśli więc maszt stoi pusty, znak musi zniknąć.
– To nie takie proste – tłumaczy „Rz" Robert Gogola, rzecznik lubelskiej straży miejskiej. I wyjaśnia, że np. straż w Lublinie ma do dyspozycji aż 18 masztów (przed każdym stoi znak D-51) i tylko jedno przenośne urządzenie. – W ciągu jednego dnia jesteśmy w stanie zmienić lokalizację urządzenia kilka razy, a samo przestawienie znaku wymaga wniosku do zarządu dróg i mostów, i decyzji w sprawie nowej organizacji ruchu. W dodatku – twierdzi rzecznik – niepewność kierowcy, w którym z masztów znajduje się w danej chwili fotoradar, ma sprawić, że w każdym z takich miejsc kierowca zdejmie nogę z gazu. Adwokat Stanisław Denkowski ma pomysł, jak sobie poradzić w takiej sytuacji.
– Można po prostu znak informujący o fotoradarze przed pustym masztem zasłonić, tak jak w miejscach, w których trwają krótkotrwałe roboty drogowe. Tak by nie wprowadzać kierowców w błąd
– tłumaczy.