Doświadczeni kierowcy na wieść o propozycji są zgodni w jej ocenie: to absurd. Przekonują też, że zeszyt, kalendarz czy notes będzie nieodzowny do prowadzenia takiej ewidencji.
Minister transportu przygotował założenia do nowej ustawy o szczególnej odpowiedzialności za niektóre naruszenia przepisów ruchu drogowego. Zamierza w nich wprowadzić dwie drogi odpowiedzialności za przekroczenie prędkości: wykroczeniową lub administracyjną. Pierwsza wchodziłaby w grę, gdy patrol osobiście zatrzyma kierowcę i wystawi mandat albo wykroczenie zostanie ujawnione na zdjęciu, sprawcą nie będzie właściciel auta, ale kierujący wyśle oświadczenie (własnoręcznie podpisane), że to on prowadził samochód. Druga byłaby możliwa, jeśli właściciel auta w ciągu 21 dni od otrzymania przesyłki od straży lub inspekcji się nie odezwie.
W sprawie tych zmian sytuacja jest prosta. Resort przygotował jednak dla kierowców jeszcze jedną niespodziankę, Zamierza uzupełnić art. 78 Prawa o ruchu drogowym o dwa ustępy. Dziś właściciel auta ma obowiązek wskazać upoważnionemu organowi kto jeździł jego autem w chwili złapania na przekroczeniu prędkości. Na tym dziś kończą się obowiązki właściciela pojazdu.
Jak brzmi propozycja ministra transportu? Otóż na str. 7 projektu (jest dostępny na stronach RCL w zakładce "projekty założeń") zapisano, że "Jeżeli pojazd jest użytkowany przez więcej aniżeli jednego kierującego, posiadacz (właściciel) pojazdu powinien być zobowiązany do gromadzenia przez okres dwóch lat informacji komu i na jaki czas powierzył pojazd".
Opisując projekt ustawy w tekście zatytułowanym "Coraz trudniej uciec od mandatu" przykładowo podaliśmy prowadzenie ewidencji wyjazdów i powrotów w zeszycie. Na publikację szybko zareagowało Ministerstwo Transportu. W wyjaśnieniu opublikowanym na stronie internetowej resortu pisze, że "projekt nowelizacji ustawy nie zakłada nałożenia na właściciela (posiadacza) pojazdu obowiązku prowadzenia dodatkowej dokumentacji, to jest jakiegokolwiek rejestru". Zapytaliśmy więc doświadczonych kierowców, działających w stowarzyszeniach, jak wyobrażają sobie gromadzenie informacji przez dwa lata bez ich zapisywania.