Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja, że w jednej z pomorskich gmin wójt myśli o mandatowej abolicji. Sprawdziliśmy. Niestety to tylko plotka. - To nieprawda - mówi „Rz" Leszek Kuliński, wójt Kobylnicy i przekonuje, że w gminie stoją cztery maszty w których zamontowane są fotoradary. Wszystkie miejsca zostały zaakceptowane przez policję bo są niebezpieczne - przejście dla pieszych czy okolice szkoły. W dodatku każde z urządzeń jest oznakowane.

Kobylnica zarabia na mandatach ok. 7,5 mln zł rocznie. Wśród płacących mandaty za przekroczenie prędkości ma też swoich rekordzistów. Jeden z kierowców zapłacił kilka mandatów na łączną kwotę 5 tys zł i stracił prawo jazdy.

Zapytaliśmy wójta Leszka Kulińskiego dlaczego nie chce wprowadzić abolicji dla ukaranych kierowców. - Bo nie ma podstaw prawnych by to zrobić - mówi „Rz". Wójt korzysta więc z innych możliwości by pójść na rękę kierowcom w trudnej sytuacji. Jeśli kwota przerasta możliwości finansowe sprawcy wykroczenia, ma szansę spłacić mandat na raty. [b]Kiedy zbyt szybka jazda była uzasadniona sytuacją życiową kierowcy np. wiózł rodzącą kobietę do szpitala kierowca może liczyć nawet na darowanie mandatu.[/b] - Takich wyjątkowych sytuacji mam wciągu roku około 20 - mówi Kuliński.

Skoro wójt nie może wprowadzić abolicji mandatowej zapytaliśmy autorów ustawy fotoradarowej (chodzi o uchwalone niedawno zmiany w kodeksie drogowym) o zdanie w tej sprawie. - Nie mogliśmy nawet myśleć o takiej abolicji bo nie ma podstaw prawnych do jej wprowadzenia - mówi „Rz" Tomasz Połeć, Główny Inspektor Transportu Drogowego (szefujący formacji, która od 1 stycznia przejmie fotoradary). Jeśli mandat nakładany byłyby w procedurze administracyjnej a nie karnej (tak jak jest teraz) można by mówić o wprowadzeniu abolicji i wówczas nie trzeba by płacić za stare mandatów. Jednak żeby było to możliwe konieczne są poważne zmiany prawa.

Krzysztof Tchórzewski, poseł pracujący nad ustawą fotoradarową mówi, że w trakcie prac w Sejmie nikt nie zgłosił propozycji wprowadzenia abolicji. - Nawet jeśliby taka padła miałaby niewielkie szanse na poparcie - ocenia dla „Rz". Powód? W grę wchodzą naprawdę duże pieniądze. Straciłby więc i budżet państwa i budżety samorządów.