Elektryzujące środowiska lekarskie i pacjentów doniesienia mediów, że w szpitalach nie ma leków stosowanych w chemioterapii i zachodzi groźba jej przerwania, spowodowały konieczność uruchomienia wyjątkowej procedury ich sprowadzenia. Zabrakło cytostatyków, czyli m.in. cysplatyny stosowanej u pacjentek z nowotworami narządów rodnych, doksorubicyny potrzebnej osobom z rakiem piersi czy etopozidu stosowanego u pacjentów z guzami jądra i płuc.
Producentem brakujących farmaceutyków jest niemiecka firma Ebewe, należąca do koncernu Sandoz. Z powodu zmian w technologii zaprzestała ona pod koniec 2011 r. dostarczać leki większości polskich szpitali.
Tanie i stare środki
– Chemioterapeutyki to raczej tanie i niezbyt nowoczesne leki, dlatego nie każda firma chce je wytwarzać. Na całym świecie są problemy z ich dostawami – zwraca uwagę Paulina Kieszkowska-Knapik, adwokat z kancelarii Baker & Mckenzie.
Teraz, gdy zabrakło medykamentów, dyrektorzy lecznic, aby nie przerwać kuracji chorym, muszą jak najszybciej sprowadzić indywidualnie dla każdego zamienniki leków zza granicy w trybie planu B, czyli importu docelowego. Procedurę tę reguluje rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie sprowadzania z zagranicy produktów leczniczych dopuszczonych do obrotu bez konieczności uzyskania pozwolenia (DzU z 21 marca 2012 r., poz. 349).
Decyzja ministra
Przepisy wskazują, że w razie braku leków ich import inicjuje lecznica, występując o zgodę najpierw do właściwego konsultanta wojewódzkiego, a później do ministra zdrowia. Mec.