Na ostatnim krajowym zjeździe lekarzy rodzinnych ustalili oni, że będą wystawiali recepty na antybiotyk z refundacją, tylko jeśli producent wskazał, że należy go stosować w tym, a nie innym schorzeniu, i zapisał to w dokumentach rejestrowych. Ministerstwo Zdrowia celowo bowiem ogranicza ich stosowanie. Refundacja ma mieć więc teraz potwierdzenie w charakterystyce leku, którą firma farmaceutyczna musi przygotować, ubiegając się w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych o zgodę na dopuszczenie do obrotu.
Zgodnie z rejestracją
Swoje stanowisko lekarze oparli na przepisach ustawy refundacyjnej i komunikatach Ministerstwa Zdrowia.
– Jeśli przychodzi do mnie pacjent z bólem gardła i gorączką, to potrafię się zorientować, jaka bakteria je wywołała i jakim lekiem ją zwalczyć. Często jednak antybiotyk, który uważam za odpowiedni, nie jest akurat refundowany w tym przypadku, więc muszę go wypisywać ze 100-proc. odpłatnością – mówi Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego. Przepisy, owszem, dopuszczają przepisanie antybiotyku w innych przypadkach niż wskazane na liście refundacyjnej, ale lekarz musi zrobić pacjentowi badania, by mieć potwierdzenie, że należała się refundacja. – Tyle że często lek trzeba podać natychmiast i nie można czekać na wyniki badań – dodaje Krajewski.
Lekarze więc, w obawie przed karami z NFZ za refundację, wypisują recepty pełnopłatne, ponieważ stanowisko NFZ jest jednoznaczne.
15 procent leków na świecie lekarze stosują poza wskazaniami rejestracyjnymi