Rz: Resort nauki i szkolnictwa wyższego przygotował założenia kolejnej nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym. Jutro ma je przyjąć rząd. Tak jak ostatnia, uchwalona w 2011 r., ma m.in. poprawić jakość kształcenia. Czy będzie lekiem na kiepskie studia?
Piotr Müller:
Studiuję prawo, ale nie wierzę w to, że zmiana przepisów w cudowny sposób odmieni świat. Jeśli zapiszemy, że studia będą praktyczne, to nie staną się takie. Pozostaną takie, jakie są. Wszystko zależy od woli uczelni, wykładowców i studentów, którzy powinni lobbować za efektywną zmianą programów. Poprzednia nowelizacja wprowadziła krajowe ramy kwalifikacji, dzięki którym programy studiów miały być lepiej dostosowane do potrzeb gospodarki. Ale czy są? Na razie raczej nie. Co prawda obiektywnie efekty będziemy mogli ocenić za pięć, dziesięć lat. Moim zdaniem jednak w większości szkół stare programy opisano nowym językiem, bez zmiany oferty kształcenia. Co najwyżej powstały nowe nazwy kierunków studiów, ale to nie jest nowa jakość. Nie były konsultowane z pracodawcami, biznesem, podparte badaniami.
Wiele osób ma wątpliwości, czy należy tworzyć studia pod pracodawców.
Powinny być dwa typy kierunków studiów. Pierwsze to studia zawodowe, ale nie mylone ze szkołami zawodowymi. Kształcące specjalistów, inżynierów, księgowych itp. Drugie to studia akademickie. Powinny je prowadzić uczelnie elitarne, które potrafią rozszerzać horyzonty, uczyć krytycznego myślenia, metod pracy. Teraz wykładowcy często udają, że uczą, a my udajemy, że się uczymy. Studenci uczą się np., jak założyć spółkę komandytową. Gdy jednak prezes jednej z większych firm zapytał ich, po co tworzy się taką spółkę, na sali zapadła cisza.