Müller: Uczelnie trzeba oceniać za efekty

Studentów na najlepszych uczelniach powinno być mniej, ale za ich kształcenie powinny one dostawać więcej pieniędzy – uważa przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej Piotr Müller w rozmowie z Jolantą Ojczyk.

Publikacja: 20.05.2013 09:15

Rz: Resort nauki i szkolnictwa wyższego przygotował założenia kolejnej nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym. Jutro ma je przyjąć rząd. Tak jak ostatnia, uchwalona w 2011 r., ma m.in. poprawić jakość kształcenia. Czy będzie lekiem na kiepskie studia?

Piotr Müller:

Studiuję prawo, ale nie wierzę w to, że zmiana przepisów w cudowny sposób odmieni świat. Jeśli zapiszemy, że studia będą praktyczne, to nie staną się takie. Pozostaną takie, jakie są. Wszystko zależy od woli uczelni, wykładowców i studentów, którzy powinni lobbować za efektywną zmianą programów. Poprzednia nowelizacja wprowadziła krajowe ramy kwalifikacji, dzięki którym programy studiów miały być lepiej dostosowane do potrzeb gospodarki. Ale czy są? Na razie raczej nie. Co prawda obiektywnie efekty będziemy mogli ocenić za pięć, dziesięć lat. Moim zdaniem jednak w większości szkół stare programy opisano nowym językiem, bez zmiany oferty kształcenia. Co najwyżej powstały nowe nazwy kierunków studiów, ale to nie jest nowa jakość. Nie były konsultowane z pracodawcami, biznesem, podparte badaniami.

Wiele osób ma wątpliwości, czy należy tworzyć studia pod pracodawców.

Powinny być dwa typy kierunków studiów. Pierwsze to studia zawodowe, ale nie mylone ze szkołami zawodowymi. Kształcące specjalistów, inżynierów, księgowych itp. Drugie to studia akademickie. Powinny je prowadzić uczelnie elitarne, które potrafią rozszerzać horyzonty, uczyć krytycznego myślenia, metod pracy. Teraz wykładowcy często udają, że uczą, a my udajemy, że się uczymy. Studenci uczą się np., jak założyć spółkę komandytową. Gdy jednak prezes jednej z większych firm zapytał ich, po co tworzy się taką spółkę, na sali zapadła cisza.

Przygotowany projekt przewiduje wzmocnienie studiów praktycznych  i elitarność ogólnokademickich.

Pozostaje pytanie, co z tego wyniknie? System boloński, czyli trzyletnie studia licencjackie i dwuletnie magisterskie, został wprowadzony blisko siedem lat temu. Obecnie jednak nadal licencjat funkcjonuje w powszechnej świadomości jak połowa wykształcenia wyższego. Bez tytułu magistra nie ma wykształcenia wyższego.

Dlaczego?

Być może brakuje kampanii reklamowej, pokazania, że licencjat to studia zawodowe. Ministerstwo powinno podjąć takie działanie, a my moglibyśmy je wesprzeć. Winne są także niektóre uczelnie, które po prostu pierwsze trzy lata jednolitych studiów magisterskich nazwały studiami pierwszego stopnia, a kolejne dwa studiami drugiego stopnia, nie zmieniając ich charakteru.

Wszyscy narzekają, że uczelnie źle kształcą. Jak to zmienić?

Obecnie największym minusem jest to, że w Polsce na uczelnię dostaje się każdy, kto chce. Jeśli chcemy dobrze kształcić, to nie możemy na nią przyjmować każdego. Liczba studentów na najlepszych uczelniach powinna się zmniejszyć, ale bez zmniejszenia ich finansowania. Ponadto proponowane ograniczenie liczby studentów studiów magisterskich nie może być proporcjonalne na każdej uczelni. Powinno być dokonane na podstawie oceny jakości kształcenia. Nie chodzi o to, aby każda uczelnia zachowała studia magisterskie dla mniejszej liczby osób, tylko abyśmy mieli najlepsze studia dla najlepszych studentów. To wymaga  jednak zmiany mechanizmu finansowania. Algorytm podziału dotacji zapisany w rozporządzeniu praktycznie nie zmienia się od lat.

Pieniądze idą za studentem. Obecnie nie opłaca się nie przyjąć studenta ani skreślić go z listy.

Tu się pojawia zadanie dla rządu i Ministerstwa Nauki. Rządzący powinni doprowadzić do zmiany systemu finansowania szkolnictwa wyższego, a nie zrobili tego. Zmieniają się tylko wagi poszczególnych elementów algorytmu. W jakiś sposób próbowano wzmocnić najlepszych grantami projakościowymi. Jednak przyznanie 1 mln zł tym, którzy napisali program kształcenia, bez sprawdzenia, jakie efekty przyniesie, to absurd. Tak nie można tworzyć mechanizmów podwyższania jakości kształcenia. W ten sposób kolejny raz doceniamy papierologię, a nie rzeczywiste rezultaty.

Jak je ocenić? To trudne.

Na przykład śledząc losy absolwentów. Uczelnie muszą już to robić, ale jest to praca na ugorze. Mogą bowiem polegać tylko na wiedzy zdobytej od byłych studentów. Ci jednak nie mają obowiązku informować szkół o swoich losach. Tymczasem dane o odsetku absolwentów danego kierunku podejmujących pracę, o wysokości ich zarobków pozwoliłyby pozycjonować szkoły. Takie informacje ma Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Uczelnie, w zanonimizowanej formie, powinny mieć do nich dostęp.

Obecne przepisy, w szczególności o ubezpieczeniach, nie pozwalają na pozyskiwanie danych z ZUS.

W projekcie kolejnej nowelizacji resort proponuje wprowadzić przepisy pozwalające mu pozyskiwać dane z ZUS. Zdobytą wiedzę mógłby także wykorzystać do kalkulacji podziału dotacji dla uczelni. Więcej mogłyby dostawać te, których absolwenci najlepiej sobie radzą na lokalnym rynku pracy.

Losy absolwentów nie mogą być jedynym miernikiem efektów. Czy ocena PKA powinna mieć wpływ na wysokość finansowania?

Jednostki mające negatywną ocenę powinny mieć zakaz korzystania z określonych źródeł finansowania, np. konkursów, programów. Nie powinna mieć ona jednak zasadniczego wpływu na wysokość dotacji.

Dlaczego? Kwestionuje pan jej rzetelność.

Nie. PKA jednak sprawdza przede wszystkim ogólne działanie uczelni. Trudniej jej ocenić, czy świetnie sformułowane zarządzenia rektora, programy nauczania  realizowane są w praktyce w salach wykładowych. Według mnie ocena PKA wstępnie pokazuje, jak funkcjonuje uczelnia. Jeśli jest warunkowa i negatywna, to oznacza, że na uczelni dzieje się źle. Jeśli jest pozytywna, to nie oznacza, że uczelnia jest na pewno dobra.

PKA twierdzi, że chodzi na wykłady, rozmawia ze studentami.

Jestem członkiem PKA i przyznam, że staramy się tak robić. Czy jednak w ciągu dwóch dni można ocenić, czy na danym kierunku jest sprawdzana jakość kształcenia? Mimo szczerych chęci ekspertów trudno rzetelnie sprawdzić, czy system zapewniania jakości naprawdę działa.

Czy taka wizytacja trwa tylko dwa dni?

Tak. Wyjątkowo trzy. Często dochodzi do sytuacji absurdalnych, gdy ekspert, który przyjeżdża na spotkanie ze studentami, nie może się z nimi spotkać, bo pojawia się w dzień, kiedy nie ma zajęć.

Czyli kandydaci na studia nie powinni się nią sugerować?

Niekoniecznie. Warto ją sprawdzić, bo tak jak powiedziałem, negatywna i warunkowa powinna zapalać czerwone światełko. Ale pozytywna nie oznacza, że kierunek jest świetnie prowadzony.

Wracając do oceny efektów kształcenia. Co można brać jeszcze pod uwagę?

Można sprawdzać wyniki studentów w elitarnych, międzynarodowych konkursach. Obecnie nie przywiązuje się do nich wagi. Udział w nich jest wymagany od osób starających się o stypendium rektora czy ministra, ale nie służą do oceny jakości kształcenia studentów. Na wydziałach prawa można byłoby też sprawdzać, ilu absolwentów zdaje egzamin na aplikację.

Czy takie wskaźniki będą  miarodajne? Będą wygrywać ci, do których przychodzą najlepsi.

Nie chcę odbierać finansowania słabszym uczelniom. Nie możemy się jednak obrażać na szkoły, które przyciągają elitę. Jestem zwolennikiem wyrównywania szans, ale nie wszyscy są równo przygotowani do studiowania. Budżet zatem musi zapewniać dotację podstawową wszystkim uczelniom. Te, które osiągają najlepsze, mierzalne efekty, powinny mieć dodatkowe środki.

Co jeszcze szwankuje w systemie szkolnictwa wyższego, a czego nie zmieni kolejna nowelizacja?

System pomocy materialnej. Obecnie to uczelnie zajmują się przyznawaniem stypendiów. W efekcie w tym samym mieście na jednej uczelni można pobierać 400 zł, a na innej 600 zł, mając identyczne dochody. Ponadto studenci pierwszego roku, którzy najbardziej potrzebują wsparcia, o tym, czy je dostaną, dowiadują się długo po rozpoczęciu nauki. Wszystko dlatego, że systemy przyznawania pomocy materialnej często są niewydolne. W moim przekonaniu powinien być centralny, najlepiej elektroniczny system redystrybucji pomocy o charakterze socjalnym. Tak jest np. w Wielkiej Brytanii. Ponadto warto pomyśleć o połączeniu stypendium socjalnego z wynikami w nauce. Nie można podnosić poprzeczki zbyt wysoko. Można jednak określić, że osoby, które mają niskie dochody, ale plasują się w 30 proc. najgorszych studentów, nie otrzymają wsparcia z budżetu.

Parlamentowi Studenckiemu udało się jednak przeforsować jeden postulat dotyczący stypendiów.

Resort zgodził się zobowiązać w ustawie ministra szkolnictwa wyższego do wydania rozporządzenia określającego warunki, jakim powinny odpowiadać uczelniane regulaminy przyznawania pomocy materialnej. To dobra informacja, ponieważ z dwóch raportów przygotowanych przez watchdog.edu.pl wynika, że uczelnie nie potrafią dostosować swoich regulacji do przepisów prawa.

Widzi pan jednak jakieś dobre kierunki zmian?

Oczywiście. Popieramy propozycję  utworzenia listy ostrzeżeń publicznych, mającej wskazywać uczelnie, którym cofnięto zezwolenia do prowadzenia danego kierunku studiów lub które otrzymały negatywną ocenę PKA. Pozwoli to na lepsze informowanie zainteresowanych studiowaniem o sytuacji danej uczelni wyższej lub danego kierunku. Nie mamy nic przeciwko systemowi antyplagiatowemu czy określeniu w rozporządzeniu sposobu dokonywania oceny okresowej nauczycieli akademickich. To są jednak małe zmiany, które nie sprawią, że nasze uczelnie będą lepiej kształcić i awansują w międzynarodowych rankingach. Kluczem do zmiany naszego systemu są mechanizmy finansowe.

CV

Piotr Müller, pochodzący ze Słupska student prawa na Uniwersytecie Warszawskim, stypendysta prezesa Rady Ministrów, a także Fundacji 2065 im. Lesława A. Pagi. Do listopada 2012 r. przewodniczący Zarządu Samorządów Studentów UW, a obecnie przewodniczący PSRP. Poza prawem interesuje się nowymi technologiami.

Rz: Resort nauki i szkolnictwa wyższego przygotował założenia kolejnej nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym. Jutro ma je przyjąć rząd. Tak jak ostatnia, uchwalona w 2011 r., ma m.in. poprawić jakość kształcenia. Czy będzie lekiem na kiepskie studia?

Piotr Müller:

Pozostało 97% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów