W Polsce dużo się mówi o kryzysie praworządności i związanej z nią ochrony praw człowieka. Czy patrząc z zewnątrz, poziom tej ochrony jest faktycznie dużo niższy niż w innych krajach UE?
Nie jest moją rolą to oceniać, w szczególności wobec nadchodzących wyborów. Nie chcę być wciągnięta w tę dyskusję. Wszyscy znamy sprawy, które były podnoszone na tym tle, a jeśli którąś z nich spowoduje wszczęcie postępowania naruszeniowego, to będę się nią zajmowała – sprawdzając, co KE robi w tej sprawie.
Czy tak jak sądy krajowe mogą zadawać pytania prejudycjalne TSUE, tak krajowi rzecznicy praw obywatelskich mogą zwracać się do pani po porady i interpretacje przepisów unijnych?
Tak, i robią to. Kiedy sama byłam irlandzką RPO i zgłaszał się do mnie rolnik ze skargą dotyczącą przepisów unijnych, zwracałam się do europejskiego ombudsmana o radę. To oczywiście nieformalne, a europejski RPO nie może wydawać poleceń rzecznikom krajowym.
Na podstawie skarg, które do pani wpływają, jakie można wskazać inne, prócz migracji, najważniejsze obecnie problemy w kwestii praw człowieka w Europie?
Na pewno prawa osób LGBT – wciąż są problemy z ich przestrzeganiem, szczególnie w Polsce i na Węgrzech. To ważna kwestia, bo Karta Praw Podstawowych UE zakazuje dyskryminacji na tej podstawie. W Polsce powstawały „strefy wolne od LGBT”. Parlament Europejski je potępił, a KE zawiesiła wypłatę środków dla tych gmin. Z tego, co wiem, co najmniej jedna się z tego powodu wycofała z przyjętej wcześniej uchwały. Ta warunkowość wypłat to jedno z narzędzi, którego UE może użyć, by wyegzekwować przestrzeganie prawa. Niestety w całej Europie widzimy, że rozwój praw osób LGBT wywołuje też ruchy reakcyjne. Podobnie dzieje się w USA. To niepokojące, gdyż te prawa są częścią praw człowieka.
Kolejnym poważnym problemem wydaje się inwigilacja, szczególnie używanie do niej sztucznej inteligencji.
Myślę, że administracja unijna jest bardzo aktywna w kwestii AI i jej regulowania. Oczywiście sztuczna inteligencja daje wielką przestrzeń dla nadużyć. I powstaje pytanie, czy administracja i regulacje mogą w ogóle nadążyć za rozwojem tej technologii. Przecież tempo zmian w AI nawet w ciągu ostatnich lat czy miesięcy było nieprawdopodobne. Wciąż spieramy się o kształt regulacji, a tymczasem sztuczna inteligencja wchodzi w coraz to nowe dziedziny życia, również w samą administrację publiczną. Największym problemem jest tu po raz kolejny odpowiedzialność – człowiek może być rozliczany ze swoich działań, ale co, jeśli decyzje podejmuje algorytm? Jak to rozliczyć?
W jaki sposób sztuczna inteligencja może zagrażać prawom podstawowym?
Może być używana do wszelkiego rodzaju zadań nadzorczych, od profilowania przez śledzenie po rozpoznawanie twarzy. To trwa już od jakiegoś czasu, ale teraz się intensyfikuje. Dużą część pracy nad standardami nowych technologii wykonuje też Trybunał Sprawiedliwości UE.
Podczas wykładu na UW wskazała też pani, że coraz częściej ochrona danych osobowych używana jest jako wymówka, by ograniczać jawność informacji publicznej.
Nie przywołam konkretnych przykładów z głowy, ale coraz częściej dostrzegam, że niektóre procesy nie są tak przejrzyste jak powinny być, ze względu właśnie na rzekomą ochronę danych osobowych. W czasie Covidu domagaliśmy się dostępu do dokumentów mówiących, kto bierze udział w negocjacjach o kontrakty np. na szczepionki. I jeszcze zrozumiem utajnienie danych konkretnych osób, ale na pewnym etapie KE odmawiała nawet podania nazwy kraju, którego przedstawiciel brał udział w takich negocjacjach. To ewidentnie poszło za daleko.
Była pani dziennikarką przez wiele lat, a potem została rzecznikiem praw obywatelskich, najpierw w Irlandii, potem w Unii. Skąd decyzja o zajęciu się akurat prawami człowieka?
Obecnie jest to ważna kwestia. Gdy byłam dziennikarką, skupiałam się na nieco innych. Dziś zajmujemy się tym, co się pojawia w prowadzonych przez nas sprawach – migracją, ale także dostępem do dokumentów dotyczących wojny na Ukrainie czy wydatków na obronność. Byłam dziennikarką 20 lat i widzę wiele podobieństw z pracą ombudsmana – ona również zadaje pytania i bada ważne sprawy. Większość rzeczników jest prawnikami, ale ja nie. Aczkolwiek w Irlandii jeden też był dziennikarzem politycznym, kolejny należał do korpusu służby cywilnej, a potem byłam ja, więc właściwie nigdy nie mieliśmy prawnika na tym stanowisku.
Chodziło mi o to, dlaczego pani zainteresowała się prawami człowieka i postanowiła rozpocząć karierę w tej dziedzinie.
Wszyscy w jakiś sposób podążamy za swoimi zainteresowaniami. Ja od dziecka interesowałam się polityką i sprawami bieżącymi, relacjami między rządzącymi a rządzonymi. Jako dziennikarka relacjonowałam wiele ważnych spraw, choćby wspomniane referendum aborcyjne. Pracowałam przez pewien czas w Irlandii Północnej, a nawet w Afryce. Gdy zostałam rzecznikiem praw obywatelskich, wciąż działałam w tych samych dziedzinach – relacji między rządzonymi i rządzonymi. Nie można więc powiedzieć że „przeszłam na drugą stronę” – to była dla mnie właściwie ta sama praca.
Na ile ciężko było zostać pierwszą kobietą-ombudsmanem w tak konserwatywnym kraju jak Irlandia wówczas?
Dziś nie jest to już konserwatywny kraj. Wiele zmieniło się już w 1990 r., gdy Mary Robinson została pierwszą kobietą na stanowisku prezydenta. To był ważny sygnał zmian, gdyż była bardzo liberalno-lewicowa. To bardzo wpłynęło na scenę polityczną, choć prezydent nie ma w Irlandii władzy wykonawczej. Wkrótce uchylano wiele antygejowskich ustaw, a w końcu dopuszczono także aborcję. To zliberalizowało kraj i ułatwiło kobietom osiąganie sukcesów. Byłam bardzo prominentną korespondentką polityczną, podobnie jak później RPO. Trzeba było się mocno starać, by być traktowaną równie poważnie jak mężczyźni, ale mi się to udało. Najczęściej dostaję jednak pytanie, czy jestem „ombudsman” czy „ombudswoman”. W traktatach użyty jest ten pierwszy termin, dlatego się nim posługuję, ale w wielu językach robi to dużą różnicę.
A jak ciężko było zostać europejskim rzecznikiem praw obywatelskich? I czy planuje pani ponownie kandydować?
Bardzo, bo przede wszystkim są to wybory w PE. Gdy jednak zostaje się komisarzem czy sędzią TSUE, to państwo członkowskie zgłasza kandydaturę i popiera ją. Tu jest inaczej – zgłosiłam się sama w oparciu o moje doświadczenie jako irlandzka ombudsman. Aby wygrać takie wybory, trzeba rozmawiać z wieloma europarlamentarzystami, przedstawić swoje argumenty itd. To z pewnością wyzwanie, ale pozwala się wiele nauczyć – poznać eurodeputowanych z różnych krajów, dowiedzieć się w przyspieszony sposób, jakie problemy trapią poszczególne państwa UE. Nie będę jednak kandydować po raz kolejny – nie ma tu co prawda prawnego limitu kadencji, ale dwukrotny udział w wyborach w zupełności wystarczy.
W Polsce pierwszym RPO w historii była kobieta, prof. Ewa Łętowska. Czy zna ją pani i czy może była dla pani inspiracją?
Tak, słyszałam o niej. Poznałam łącznie czworo polskich rzeczników – tego, który zginął w katastrofie samolotowej (Janusz Kochanowski), drugą kobietę, która pełniła ten urząd (Irena Lipowicz) oraz poprzedniego RPO Adama Bodnara i obecnego. Kobiety sprawują wiele ważnych funkcji w Europie, ale wciąż nie są reprezentowane tak bardzo jak mężczyźni, w szczególności w sektorze prywatnym. Wśród rzeczników praw obywatelskich w poszczególnych krajach przeważają mężczyźni, ale nieznacznie.