Plany utworzenia 402 komisji wyborczych w stu krajach ujawniło Ministerstwo Spraw Zagranicznych w projekcie rozporządzenia dotyczącego październikowych wyborów do Sejmu i Senatu. Jest ich więcej niż w poprzednich wyborach parlamentarnych. MSZ w uzasadnieniu przypomina, że w 2015 r. głosowanie odbyło się w 250 obwodach, a w 2019 r. w 320.
Niektórzy Polacy nie będą jednak mogli oddać głosu w kraju, w którym mieszkają, albo będzie to znacznie utrudnione. MSZ w ogóle nie wyznaczyło obwodów wyborczych w Ukrainie. Cztery lata temu było ich sześć: w Kijowie, Charkowie, Odessie, Lwowie, Łucku i Winnicy. Jedynym uzasadnieniem podanym przez MSZ jest stan wojny w tym kraju.
Cztery doby do urny
Równie lakoniczne jest uzasadnienie dla zredukowania liczby obwodów do głosowania w Rosji i na Białorusi. „Z uwagi na sytuację za naszą wschodnią granicą wybory zostaną przeprowadzone jedynie w siedzibach przedstawicielstw dyplomatycznych w Mińsku i w Moskwie – napisano w uzasadnieniu projektu, nie precyzując, o co konkretnie chodzi. Przed czterema laty Polacy z Białorusi mogli głosować w Mińsku, Brześciu i Grodnie.
W Rosji przed czterema laty utworzono komisje w Moskwie, Kaliningradzie, Smoleńsku, Petersburgu i Irkucku. Teraz Polacy mieszkający w Irkucku najbliższy punkt do głosowania będą mieli w oddalonej o ponad 800 km stolicy Mongolii – Ułan Bator. Jeśli nie zechcą przekraczać rosyjskiej granicy, mogą teoretycznie wybrać się do oddalonej o ok. 5200 km Moskwy. W praktyce taka podróż oznacza – w jedną stronę – niemal sześciogodzinny lot samolotem lub cztery doby jazdy koleją transsyberyjską.
Czytaj więcej
Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało już wykaz obwodów głosowania dla obywateli polskich...