Kiedy z uroków lata korzystają lekarze rodzinni, chorzy, zwłaszcza przewlekle, mają nierzadko problem ze zdobyciem refundowanej recepty. Bo powinni pójść do przychodni, która ich zastępuje. W praktyce jednak trafiają do szpitala.
– System zastępstw się nie sprawdza, bo gdy lekarz rodzinny ma wolne, my obserwujemy wzmożone wizyty jego pacjentów na oddziale ratunkowym (SOR). Ale sor służy do ratowania życia i pacjentów w stabilnym stanie odsyłamy – tłumaczy Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala w Makowie Mazowieckim.
Raz na rok
W poradniach specjalistycznych ten kłopot trwa cały rok. Chorzy przewlekle ustawiają się w kilkumiesięcznych kolejkach do diabetologów czy kardiologów tylko po to, by zdobyć receptę ze zniżką lub zaświadczenie dla lekarza rodzinnego. Zgodnie bowiem z art. 12 rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie ogólnych warunków umów specjalista musi raz na rok informować pisemnie lekarza pierwszego kontaktu o tym, jaką chorobę rozpoznał i jakie leki przepisał. Inaczej rodzinni nie chcą wypisywać recept ze zniżką.
Specjalista konieczny
Dyrektor Wielgolewski uważa, że lekarze za często wysyłają chorego do poradni.
– Jeśli nic mu się nie dzieje i ma ustawione leczenie, to po co go tam wysyłać i zajmować miejsce bardziej potrzebującym – zastanawia się Wielgolewski.