Policyjni eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego uznali, że popularne rewolwery na gumowe naboje są bronią palną zagrażającą życiu i zdrowiu i że trzeba na nie mieć zezwolenie, które wydaje policja. Mimo to na rynku nadal można je kupić w wolnym obrocie. Bałagan w interpretacjach może słono kosztować właścicieli rewolwerów.
Kłopoty klientów
„Polecam każdemu, kto może go użyć w celach samoobrony, kule gumowe przebijają trzy kartony wypchane papierem, folią i tynkiem z odległości ok. 20 metrów. Każdy, kto ma kawałek ziemi i dom, musi ten pistolet mieć" – zachęca jeden z internautów do zakupu pistoletu Zoraki R1 K-10.
Specjaliści od broni nie zgadzają się z argumentami Komendy Głównej Policji
Zoraki odstrasza napastnika głośnym hukiem. Bębenek mieści sześć gumowych naboi hukowych 6 mm, które zoraki wystrzeliwują z prędkością do 170 m/s. Ten popularny rewolwer – zaliczany dotąd do broni palnej alarmowej – sprzedawany jest od kilku lat w Polsce bez zezwolenia w licencjonowanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych sklepach. Posiadają go tysiące polskich klientów. Bez zezwolenia, a więc nielegalnie – twierdzi dziś policja.
Zoraki – ale także keseru K-10, shotgum kal. 6 mm czy gazowe walthery modele P-22 i P-99 – trafiły na czarną listę broni palnej, na którą trzeba mieć zezwolenie. Alarmujące komunikaty w tej sprawie rozwieszono w komendach policji. Nie uzasadniono jednak, czy to efekt zmiany w przepisach i kto za to odpowiada. – Ja trafiłem na nie przypadkiem – piekli się Marek W., który kupił zoraki trzy lata temu w legalnie działającym sklepie z bronią w Warszawie, sprawdzając wcześniej w Wydziale Postępowań Administracyjnych Komendy Stołecznej Policji, że na ten model – zgodnie z ustawą o broni i amunicji – nie musi posiadać zezwolenia. Z akcesoriami i nabojami zapłacił 900 zł. W obawie o kłopoty z prawem dwa tygodnie temu oddał ją policji. O zmianie w wymogach dowiedział się... z forum internetowego i komunikatu policji, który przypadkowo zobaczył w komendzie.