Pan Bogdan Sawicki, którego historię „Rz" opisywała w marcu, wciąż walczy o sprawiedliwość i swoje dobre imię. Wszelkie instytucje powołane do kontroli szpitali są opieszałe albo go zbywają.
Przypomnijmy, że pan Bogdan pracował jako aptekarz w Szpitalu Psychiatrycznym w Lubiążu. Gdy zaczął strajkować przeciw pogarszającym się warunkom pracy, dyrektor placówki wraz z innymi psychiatrami w grudniu 2013 r. zdecydował, że trzeba go zamknąć w szpitalu. Przewieziono go bez jego zgody do placówki psychiatrycznej w Bolesławcu i umieszczono na tydzień na oddziale. Sąd rodzinny potwierdził decyzję lekarzy, ale już sąd okręgowy uznał, że jego pobyt był niepotrzebny.
Na tym sprawa się nie skończyła. Lekarze ze szpitala w Bolesławcu nie chcieli się przyznać do błędu. Jego dyrektor Janina Hulacka wniosła do sądu skargę o wznowienie postępowania. W lipcu sąd w Jeleniej Górze postanowił ją odrzucić. Uznał, że z opinii biegłych nie wynikało, iż aptekarz zagraża czyjemuś życiu lub zdrowiu. Teraz pan Bogdan, wiedząc, że sąd przyznał mu rację, czuje się pokrzywdzony działaniami lekarzy. Jest przerażony faktem, iż bez ważnego powodu mogą oni zamknąć człowieka na oddziale psychiatrycznym. Jednocześnie jednak dyrektor szpitala w Lubiążu i były pracodawca pana Bogdana twierdzi, że postąpiłby tak samo. Jego zdaniem istniało prawdopodobieństwo, że aptekarz popełni samobójstwo.
Pan Bogdan natomiast zaczął prosić właściwe instytucje o reakcję na to, co się dzieje w szpitalach psychiatrycznych.
Jeszcze wczesną wiosną złożył skargę na szpital w Lubiążu i Bolesławcu do rzecznika praw pacjenta. Aptekarz wskazał, że lekarze złamali podstawowe prawa pacjenta. Czyli nie poinformowali go o tym, jakie leczenie podejmują. Pan Bogdan podawał także, że medycy przyjmujący go na izbie przyjęć szpitala w Bolesławcu przeklinali i zachowywali się nieetycznie.