Opublikowana na platformie X państwa ankieta z pytaniami o obawy pracowników związane z czterodniowym tygodniem pracy wywołała burzę w internecie. Odebrano ją jako próbę zniechęcania ludzi do krótszego tygodnia pracy, o którym większość z nas marzy. Spodziewał się pan takiej reakcji?
Nie spodziewałem się, chociaż im dłużej o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że takiej reakcji należało się spodziewać, gdyż pomysł czterodniowego tygodnia pracy jest przedstawiany w dyskursie publicznym tylko z punktu widzenia wyzwań pracodawców. My chcieliśmy zwrócić uwagę na wyzwania dla pracowników. Jednocześnie sformułowaliśmy te wyzwania bardzo skrótowo, za bardzo to uprościliśmy.
W ankiecie zadali państwo pytania o cztery takie wyzwania. Czy któreś z nich wskazywano najczęściej?
Nie było wielu chętnych do udziału w ankiecie. Widać, że taka forma pytań zadawanych na tej konkretnej platformie sprzyjała raczej jej obśmianiu.
Dyskusja o czterodniowym tygodniu pracy koncentruje się na argumentach za i przeciw dla pracodawców, przyjmując, że dla pracowników będzie to jednoznacznie pozytywna zmiana. Państwo chyba jako pierwsi zwrócili uwagę, że i tu są pewnie argumenty przeciw...
Bardzo dużo powiedziano już o kosztach i korzyściach związanych z krótszym tygodniem pracy, było też wiele eksperymentów i pilotaży w firmach. Ich wyniki nie są jednak jednoznaczne. Większość firm raportuje pozytywne efekty. Nie oznacza to, że nie ma tych negatywnych. I mnie właśnie te negatywne interesują najbardziej, bo paradoksalnie mogą okazać się bardziej prawdziwe. Dlaczego? Bo ludzie naprawdę chcieliby krócej pracować. Pilotaże zakładają, że w skróconym tygodniu wykonana praca ma być dokładnie taka jak w normalnym tygodniu pracy. Przez pewien czas można pracować na 120 proc. możliwości i nawet obserwować pozytywne skutki. Nie zapominajmy, że ludzie wiedzą, że biorą udział w eksperymencie i wiedzą, jaki wynik chcieliby osiągnąć. Między innymi po to w testach leków grupa kontrolna łyka tylko kapsułki z cukrem. Podsumowując, u nas dyskusja o krótszym tygodniu pracy koncentruje się na chęciach – ludzie chcieliby pracować krócej i wybierają tylko te argumenty, które wspierają to pragnienie. Dokłada się do tego powszechny pogląd, że pracodawca to wyzyskiwacz.
Jednak jako argument za krótszym tygodniem pracownicy mogą cytować szeroko komentowane pod koniec zeszłego roku prognozy Billa Gatesa czy szefa banku JPMorgan, według których sztuczna inteligencja i tak już niedługo doprowadzi do 3–3,5-dniowego tygodnia pracy.
Nie rozumiem, dlaczego wypracowanie rozwiązań, które eliminują konieczność pracy człowieka, ma prowadzić do tego, że będziemy właśnie pracowali krócej, a nie w ogóle. Historia nie zawsze się powtarza. Pierwszy raz – być może już wkrótce – będziemy mieli narzędzia zastępujące ludzką kreatywność i pomysłowość. To bardzo ciekawe wyzwanie dla polityki gospodarczej.
A która z wymienionych w ankiecie obaw jest najważniejsza dla pana?
Każde z tych pytań zadałem w pierwszej kolejności sobie, bo te problemy również mnie dotyczą. I sądzę, że nawet gdybym zaczął pracować przez 32 godziny w tygodniu, to z czasem wróciłbym do obecnego trybu albo zająłbym sobie czas czymś, co byłoby tożsame z pracą. To moja osobista opinia, inne osoby mogą mieć inną.