Pracownicy internetowego potentata Yahoo od czerwca nie będą już mogli pracować zdalnie z domu. Tak zadecydowała kierująca firmą od lata 2012 r. Marissa Mayer. Nie daje ludziom wielkiego wyboru –  albo wrócą za firmowe biurka, albo stracą pracę.

Wewnętrzny komunikat rozesłany do pracowników Yahoo  przez szefową HR firmy podkreśla potrzebę wspólnej pracy ramię przy ramieniu, co ma zapewniać lepszą komunikację i współpracę zespołów oraz nowe pomysły mogące się rodzić ze spontanicznych spotkań w pracy. Argumentuje też, że zdalna praca odbywa się często kosztem szybkości i jakości wykonania zadań. Wygląda na to, że w Yahoo po marchewce przyszedł kij. Marchewką były wprowadzone przez Mayer dodatkowe benefity dla pracowników, w tym bezpłatne posiłki. Teraz czas na kij, który zagoni ludzi do biura pod bezpośrednią kontrolę szefów. Prezes Mayer  nie spodziewała się chyba, że jej decyzja wywoła taką burzę w Internecie.

Komunikat wyciekł z firmy, został szybko przechwycony  przez branżowy portal, a potem przez inne media. Nic dziwnego, bo szefowa Yahoo idzie wbrew światowym trendom do zwiększania udziału telepracy. Na Yahoo posypały się krytyki internautów i ekspertów branży IT, która przoduje pod względem zdalnej pracy.

Są też na nią otwarci dwaj giganci Internetu – Google i Facebook, które bardzo dbają o komfort i dodatkowe benefity w swych biurach, by zniechęcić ludzi do pracy w domu.  Głos w sprawie Yahoo zabrał nawet charyzmatyczny biznesmen Richard Branson, który zaapelował na Twitterze  do firmy, by dała ludziom swobodę w wyborze miejsca pracy, a wtedy oni osiągną najlepsze wyniki. Decyzja Yahoo może zainspirować do dyskusji o zaletach i wadach telepracy – także dla pracowników. Niedawne badania wykazały np., że ci zdalnie  pracujący mają o 50 proc. mniejsze szanse na awans.     —a.b.