Negocjatorzy Parlamentu Europejskiego, Rady UE i Komisji Europejskiej zakończyli trwające wiele tygodni negocjacje nad dyrektywą o delegowaniu pracowników. To zestaw przepisów, który określa zasady wysyłania pracowników do wykonania pracy w innym kraju członkowskim, ale ze składkami społecznymi opłacanymi według zasad kraju wysyłającego. Dyrektywa pozwala na konkurencję polskich firm budowlanych na innych rynkach UE. Polska jest głównym źródłem takich pracowników. Rocznie nasze firmy wysyłają ich ok. 1 mln.

Środki ochronne

Kompromis jest dobry dla Polski. Nowe przepisy zaostrzają zasady delegowania, tak by walczyć z nadużyciami. Ale nie kwestionują tego, że polska firma może wykonywać zlecenie np. we Francji, zatrudniając Polaków na polskich zasadach i będąc dzięki temu bardziej konkurencyjną niż firma francuska. – Do końca trwała dyskusja dotycząca dwóch postanowień: środków kontrolnych oraz solidarnej odpowiedzialności w łańcuchu wykonawców – mówi „Rz" Danuta Jazłowiecka, eurodeputowana PO, sprawozdawczyni dyrektywy.

W pierwszej sprawie ostatecznie postanowiono, że katalog środków kontrolnych będzie otwarty, choć Polska wolałaby z góry określoną zamkniętą listę. W drodze kompromisu jednak, żeby nie utrudniać życia firmom, otwartość katalogu podlega wielu obostrzeniom. A więc wprowadzenie nowych środków musi być uzasadnione nieskutecznością stosowanych dotychczas. Komisja Europejska i państwa członkowskie muszą być o nich poinformowane, wreszcie te nowe środki muszą być zamieszczone na jednej krajowej stronie internetowej dotyczącej zasad świadczenia usług w danym kraju.

Jeśli chodzi o solidarną odpowiedzialność w łańcuchu wykonawców, negocjatorzy podtrzymali wcześniejszy zaakceptowany przez polski rząd kompromis z Rady UE, czyli możliwość jej stosowania w sektorze budowlanym. W razie bankructwa jednego z podwykonawców wykonawca bierze na siebie odpowiedzialność za wypłacenie świadczeń pracownikom. Państwo może zastosować inne środki, które dadzą ten sam skutek.

Teraz ruch Rady UE

Porozumienie osiągnięto w tzw. trilogu. To negocjacje między dwiema instytucjami decyzyjnymi w UE – Parlamentem i Radą. Z obu stron są negocjatorzy wyposażeni w odpowiednie mandaty. A w spotkaniach uczestniczy dodatkowo przedstawiciel Komisji Europejskiej pilnujący, czy wszystko jest zgodne z duchem przedłożonej przez nią wstępnej propozycji. To dlatego porozumienie osiągnięte w trilogu uważane jest za kończące sprawę. Skoro wszystkie strony miały uprawnionych przedstawicieli i powiedziały tak, to głosowania są już tylko formalnością. Danuta Jazłowiecka na razie jednak wypowiada się ostrożnie. – Poczekajmy do decyzji całej Rady, czy rzeczywiście popiera ustalenia. I głosowanie w komisji spraw społecznych PE, a następnie na sesji plenarnej – powiedziała. Według niej dyrektywa o delegowaniu była od początku bardzo kontrowersyjna, a jej ostateczne zapisy mogą budzić protesty części lewej strony sceny partyjnej. – Socjaliści w wyborach w 2009 roku głosili hasła jej wywrócenia. Uważali, że pracownicy delegowani do innych państw powinni być opłacani według średniego wynagrodzenia obowiązującego w państwie przyjmującym. To by zabiło ideę delegowania i sprawiło, że polskie firmy przestałyby być konkurencyjne – uważa europosłanka.