Dość młodzi, dobrze wykształceni, obracający miliardami unijnych euro i stosunkowo niewiele zarabiający. To obraz urzędników zajmujących się w naszym kraju pieniędzmi z unijnej polityki spójności.
W większości są to ludzie dość młodzi (74 proc. nie skończyło 40 lat), dobrze wykształceni (w zależności od instytucji od 85 do 93 proc. z nich to osoby z tytułem magistra). I choć dzielą i rozliczają unijne miliardy (w latach 2007–2013 było to 67,9 mld euro, a w latach 2014–2020 będzie nawet więcej, bo 77,6 mld euro), to ich pensje nie są wygórowane.
Średnie wynagrodzenie w I półroczu 2014 r. wyniosło (bez nagród i premii motywacyjnych) 4793 zł brutto. Oznacza to nieznaczny (o 26 zł brutto) wzrost w stosunku do końca 2013 r.
Najniższe płace są w wojewódzkich urzędach pracy i urzędach marszałkowskich. To odpowiednio 3618 i 4020 zł. Najwięcej zarabiają urzędnicy w ministerstwach. Otrzymują średnio 6184 zł.
Do tego zajmujący się funduszami UE w ministerstwach co do zasady zarabiają więcej niż pozostali urzędnicy. Standardem jest, że średnie zarobki specjalistów od funduszy przewyższają średnią dla resortów. Jedynym wyjątkiem jest Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, w którym wysokość średniego wynagrodzenia wszystkich pracowników jest wyższa. Na koniec I półrocza 2014 r. największe różnice w płacach na korzyść pracowników zajmujących się realizacją programów operacyjnych z lat 2007–2013 odnotowano w Ministerstwie Środowiska, w którym osoby zaangażowane w obsługę funduszy europejskich zarabiały przeciętnie o 1310 zł więcej, niż wynosiła średnia dla całego resortu.