– Przestańmy udawać, że do tego, by bezrobotny bez prawa do zasiłku mógł się szkolić, wystarczy 107 zł miesięcznie netto – tłumaczy Czesława Ostrowska, wiceminister pracy odpowiedzialna za rynek pracy. I dodaje: – Wciąż mamy wysokie, bo około 11-proc., bezrobocie z jednej strony i ciągły brak pracowników z drugiej. Ale też mamy takie rejony w Polsce, w których wciąż występuje niedobór miejsc pracy, a poziom bezrobocia jest znacznie wyższy niż krajowy. Zadaniem służb pracy jest zmobilizować bezrobotnych, by chcieli i umieli podjąć legalne zatrudnienie, by uczyli się nowych zawodów, takich, jakich poszukują pracodawcy. A jeśli człowiekowi, który nie ma dochodów, damy 107 zł miesięcznie (netto), by się utrzymywał w czasie szkolenia, to tak, jakbyśmy go wpychali do szarej strefy.
Ministerstwo kończy przygotowywać nowelę ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Chce urealnić pomoc, jaką służby pracy dają bezrobotnym, oraz podwyższyć świadczenia dla ludzi bez pracy.
– Szacujemy koszty dla budżetu, ale zamierzamy zaproponować, by zasiłek wynosił przez pierwsze trzy miesiące 70 proc. minimalnej płacy, a przez kolejny kwartał – 50 proc. minimalnej płacy – relacjonuje Czesława Ostrowska.
Teraz świadczenie dla bezrobotnych to ok. 540 zł brutto. Dostaje je ok. 13 proc. zarejestrowanych osób bez pracy. Gdy ministerstwo wprowadzi swoje plany, będzie to ok. 800 zł (brutto) na początku i 563 zł (brutto) po kwartale. Resort szacuje, że na zasiłki w nowej wysokości potrzebnych będzie ok. 1 mld zł. Ale to niejedyne zmiany.
– Na urzędy pracy nałożono zbyt dużo papierkowej roboty. Rocznie wydają ponad 5 mln zaświadczeń, najczęściej dla pomocy społecznej i ubezpieczeń zdrowotnych. Chcemy to zmienić i podzielić służby pracy na aktywne pomagające bezrobotnym w wychodzeniu z bierności zawodowej, centra aktywizacji zawodowej oraz na zajmujące się prowadzeniem dokumentacji – opowiada wiceminister Ostrowska.