Kwestia licencjonowania i dostępu do niektórych zawodów jest ważnym tematem debaty publicznej nie tylko w Polsce. Ostatnio „The Economist" poinformował, że około 1/3 pracowników w USA wykonuje prace, które wymagają różnego rodzaju licencji, a niekiedy są to sytuacje kuriozalne
Jednak ten sam „The Economist" zauważa, że tam, gdzie w grę rzeczywiście wchodzi bezpieczeństwo, ograniczanie dostępu do zawodu jest jak najbardziej uzasadnione. Warto o tym pamiętać, dyskutując o „deregulacji" dostępu do zawodów w Polsce.
Dla każdego nie tylko w Polsce jest oczywiste, że trepanacji czaszki powinien dokonywać doświadczony neurochirurg, a nie osoba, która intensywnie samokształciła się w azteckich metodach przeprowadzania tego typu operacji. Gdy zaczynamy rozmawiać o zawodach prawniczych dla niektórych, i takie reguły przestają być jasne. Dzieje się tak przypuszczalnie dlatego, że nie dla wszystkich aspekt bezpieczeństwa przy ich wykonywaniu jest oczywisty. Dotyczy to także zawodu notariusza i pewnie częściowo sami sobie jesteśmy winni, uporczywie używając określenia „bezpieczeństwo obrotu prawnego", które poza specjalistami niewiele wyjaśnia obywatelom. Gdy jednak uświadomimy sobie, że na skutek niewłaściwie przeprowadzonej czynności notarialnej możemy stracić mieszkanie, spadek lub firmę, słowo „bezpieczeństwo" nabierze adekwatnej wagi. Warto zatem dobrze przygotować i sprawdzić kompetencje, zanim pozwolimy komuś wykonywać ten zawód.
Ryzyko klientów
Być może warto zastanawiać się nad skracaniem drogi do tego i innych zawodów, jednak obecna jakość systemu edukacji w zasadzie całkowicie to uniemożliwia. Debata, która się wywiązała wokół artykułu prezesa Andrzeja Klesyka, pokazuje, że nie tylko pracodawcy są przekonani o bardzo słabym poziomie absolwentów – i nie chodzi tu wyłącznie o kompetencje wynoszone ze studiów, ale w dużym stopniu także o te, których nauczyć powinny szkoły podstawowe i ponadpodstawowe. Notariusze, kształcąc absolwentów w trakcie aplikacji, mogą tylko potwierdzić taką opinię. Nie posuwałabym się aż tak daleko jak mecenas Andrzej Tomaszek (RP 29.05.2012), sugerując, że absolwenci mają problemy z ortografią i interpunkcją. Natomiast jest oczywiste, że duża część osób, które zdały egzamin na aplikację, ma poważne problemy z formułowaniem wypowiedzi pisemnych i ustnych, nie mówiąc już o wiedzy prawniczej. Zaniżanie poziomu egzaminów wstępnych na aplikację notarialną i proponowana przez ministerstwo ścieżka samokształcenia wiodąca do zawodu prowadzą w istocie do przerzucenia na klientów całego ryzyka związanego z obrotem prawnym.
Oczywiście mimo doświadczeń globalnego kryzysu można wierzyć w niewidzialną rękę rynku i uznać, że to klienci spowodują wypadnięcie z rynku nierzetelnych lub niekompetentnych prawników, w tym także notariuszy. Alan Greenspan podobne przeświadczenie w odniesieniu do rynków finansowych podzielał przez wiele lat, z efektem znanym obecnie całemu światu.