Wczoraj Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przepis nowelizacji ustawy o finansach publicznych z 2010 r., który przewidywał zawieszenie emerytury osób, które przeszły na nią bez rezygnowania z pracy.
Taka możliwość została wprowadzona do przepisów od 8 stycznia 2009 r., na fali rządowego programu wspierania zatrudnienia pracowników w wieku 50+. Dwa lata później, gdy na całym świecie szalał kryzys gospodarczy, rząd, szukając oszczędności, przywrócił obowiązek rezygnowania z pracy przez osoby, które chcą przejść na emeryturę.
Bezprawne zaskoczenie
Okazało się jednak, że nowelizacja przygotowana przez ministra finansów obejmie nie tylko osoby, które wniosek do ZUS złożą po zmianie przepisów, ale zadziała także wstecz i dotknie tych, którzy skorzystali z obowiązujących przed nowelizacją, korzystnych dla nich możliwości.
W większości byli to zatrudnieni w administracji czy szkolnictwie, a w tych branżach powrót do pracy po zwolnieniu jest praktycznie niemożliwy. Wielu z tych emerytów korzysta bowiem z ochrony przed rozwiązaniem stosunku pracy w związku z mianowaniem. Poza tym skomplikowane procedury naboru uniemożliwiłyby im powrót na to samo stanowisko, gdyby zdecydowały się rozwiązać na chwilę umowę tylko po to, by zachować prawo do emerytury.
W projekcie oszacowano, że tylko w pierwszym roku obowiązywania tych przepisów przyniosą oszczędności rzędu 700 mln zł. ZUS wyliczył, że rząd niewiele się pomylił. Do tej pory oszczędności wyniosły 640 mln zł.