W czasie trzygodzinnego spotkania przywódcy NATO potwierdzili obietnice wzajemnego przyjścia sobie z pomocą w razie ataku na któryś z nich, co w 1949 r. zostało zapisane w art. 5 traktatu waszyngtońskim. Sprawa nie była jednak oczywista po niedawnej deklaracji Macrona, iż nie jest pewne, czy to zobowiązanie pozostaje w mocy.
Aby wzmocnić jego wagę, prezydent Duda ogłosił, że Polska odda do dyspozycji sojuszu w ramach natowskiego programu 4 razy 30 dwie ekadry lotnicze i jedną brygadę zmechanizowaną. Staniemy się jednym z sześciu państw ramowych tej inicjatywy. W razie ataku, NATO uruchomi w ciągu 30 dni 30 batalionów zmechanizowanych, 30 eskadr lotniczych i 30 okrętów bojowych.
Przekonywanie Turków
To, co w natowskim żargonie nazywa się planami ewentualnościowymi, do ostatniej chwili blokowała Turcja. Dobrą wiadomość o przełamaniu oporu Ankary sekretarz generalny Jens Stoltenberg ogłosił dopiero na konferencji prasowej zamykającej spotkanie przywódców NATO w Londynie. Jeszcze kilka godzin wcześniej Norweg przyznawał, że „nie może udzielić w tej sprawie żadnej gwarancji".
– To wymagało dyplomacji. Doszło w tej sprawie do kilku rozmów między prezydentem Dudą i prezydentem Erdoganem. Najpierw telefoniczna w poniedziałek, potem w pałacu Buckingham i w końcu w środę rano na samym szczycie. Do tego był włączony sekretarz generalny. Wzięliśmy na siebie przekonywanie strony tureckiej i to się udało – mówi „Rz" szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski. – Wskazywaliśmy przede wszystkim na znaczenie zachowania jedności sojuszu. Nie było jednak mowy o żadnych rekompensatach – dodaje.
Dziewięć dywizji
Erdogan domagał się, aby reszta sojuszu uznała Powszechne Jednostki Ochrony (YPG), kurdyjskie struktury działające w Syrii, za organizację terrorystyczną.