Opozycja zarzucała sobotniej konwencji Zjednoczonej Prawicy, że nie było na niej nic o samorządach, zwł. nie było kandydatów. Na ile brak kandydatów w tym momencie działa na niekorzyść obozu rządzącego?
W przeciwieństwie do polityków opozycji, nikt z nas nie zapowiadał konwencji samorządowej. Tym bardziej, że kampania w sensie prawnym jeszcze się nie rozpoczęła. Nadrzędnym celem konwencji było przedstawienie propozycji na ostatnie półtora roku kadencji parlamentarnej. Osobiście jestem zwolennikiem wcześniejszej prezentacji kandydatów, zwłaszcza, jak w naszym przypadku, gdy nie są to urzędujący prezydenci i potrzebują czasu na przekonanie do siebie wyborców. Sądzę, że Zjednoczona Prawica zaprezentuje część kandydatów w najbliższym okresie. Gdybyśmy uczynili to podczas ostatniej konwencji, nie moglibyśmy liczyć na zainteresowanie mediów naszymi propozycjami programowymi.
Na konwencji na początku przypominano słowa Tuska o 500 Plus. Czy teraz w cyklu 2018-2020 PiS będzie straszyło powrotem do władzy PO?
PO wygrała rywalizację o to, wokół kogo będzie konsolidować się opozycja. Nowoczesna, jak już powiedziałem, nie odgrywa żadnej podmiotowej roli. Stoimy zatem w obliczu powrotu do polaryzacji sceny politycznej względem PO-PiS, co powoduje, że Polacy będą musimy wybierać między Zjednoczoną Prawicą a PO z przystawkami.
Co do samej kampanii samorządowej, to mówił Pan w radiu RDC, że trudno będzie wygrać w Warszawie. To obniżanie oczekiwań?