Bolsonaro prezydentem: Brazylia stawia na wojskowych

Skrajny prawicowiec Jair Bolsonaro został prezydentem Brazylii.

Aktualizacja: 29.10.2018 05:11 Publikacja: 28.10.2018 17:36

Jair Bolsonaro na przedwyborczym wiecu

Jair Bolsonaro na przedwyborczym wiecu

Foto: AFP

Czy to będzie koniec czwartej największej demokracji świata? Czołowy publicysta kraju Fernando Rodrigues przyznaje „Rzeczpospolitej": – Ryzyko powrotu do dyktatury oceniam na 50 proc. Bolsonaro chwalił rządy wojskowych, ale teraz mówi, że to przeszłość, że będzie szanował konstytucję i Sąd Najwyższy. Zobaczymy, na ile można mu wierzyć.

W pierwszej turze były kapitan dostał 46 proc. głosów (29 proc. dla kandydata lewicy Fernando Haddada), ale ostatni sondaż dawał mu 56 proc. (44 proc. dla Haddada). Był faworytem, ale nie dlatego, że ludzie mają dosyć demokracji. Chodzi raczej o trzy zasadnicze problemy: bezpieczeństwo, korupcję i załamanie gospodarki. Po przeliczeniu 94 proc. głosów w II turze wyborów prezydenckich wynik Bolsonaro był zbliżony do tego sondażowego.

W Brazylii dochodzi średnio do 175 morderstw dziennie, to ok. 65 tys. rocznie. Najgorzej jest w Rio, Sao Paulo i Salvador de Bahia.

Powstrzymanie przemocy będzie dla Bolsonaro absolutnym priorytetem. – Jeśli szybko nie osiągnie tu rezultatów, jego popularność załamie się – mówi Rodrigues.

Za brzydka na gwałt

Ale faworyt proponuje kontrowersyjne metody. Chce zliberalizować warunki posiadania broni i znieść odpowiedzialność karną za zabójstwo we własnej obronie. A policja miałaby zasadniczo wolną rękę, gdy idzie o środki do walki z organizacjami przestępczymi.

– Bolsonaro porównywał homoseksualizm do pedofilii; uważa, że kobiety na tym samym stanowisku powinny zarabiać mniej niż mężczyźni; jednej deputowanej powiedział nawet, że jej nie zgwałci, bo jest za brzydka. A mimo to wielu moich znajomych gejów i moich koleżanek głosuje na niego, bo nie widzi innego sposobu na przywrócenie bezpieczeństwa – mówi „Rzeczpospolitej" Marcia, urzędniczka mieszkająca w stolicy kraju Brasilii.

Ze względu na konserwatywne poglądy dawny wojskowy ma też poparcie protestanckich wspólnot ewangelicznych – jednej trzeciej mieszkańców kraju.

Ale sukces Bolsonaro to również pochodna kampanii jego oponenta, który kreuje się na mini-Lulę. Do niedawna zupełnie nieznany wyborcom Haddad odwiedza w więzieniu byłego prezydenta, który odsiaduje 12-letni wyrok za budowę systemu korupcyjnego wokół koncernu Petrobras. Liczy, że Lula da Silva, który uruchomił pierwsze wielkie programy socjalne kraju, będzie postrzegany przez Brazylijczyków jako nowe ucieleśnienie uwięzionego Nelsona Mandeli. Ale tylko 37 proc. pytanych tak sądzi. Inni obawiają się, że jeśli polityk Partii Pracujących znów będzie u władzy, wyjaśnienie afer korupcyjnych zostanie wstrzymane.

Bolsonaro co prawda był od 1991 r. deputowanym, ale zawsze działającym na marginesie. Nie ciążą też na nim skandale korupcyjne, to prawdziwy outsider. Swoją kampanię oparł na mediach społecznościowych, dysponował bardzo małymi funduszami. Dziś ma po swojej stronie połowę Kongresu, bo deputowani w Brazylii zwracają się w stronę tego, kto ma władzę.

Biedniej niż na Białorusi

Od 2008 r. Brazylia, ten niezwykle bogaty w surowce kraj, przechodzi najpoważniejszy kryzys w swej najnowszej historii. Dochód na mieszkańca spadł poniżej tego na Białorusi. Następczyni Luli Dilma Rousseff próbowała utrzymać wsparcie dla biedoty, pompując wydatki państwa, ale to rozsadziło dług (75 proc. PKB) i wystraszyło inwestorów. Teraz wszystko chce naprawić doradca ekonomiczny Bolsonaro, liberał rodem z Chicago Paulo Guedes.

Bolsonaro zapowiedział, że natychmiast nada bankowi centralnemu niezależność wzorowaną na dawnym Bundesbanku, ograniczy też wydatki państwa, w szczególności reformując publiczny system emerytalny. To byłoby bardzo dobre – uważa Rodrigues.

I rzeczywiście, inwestorzy wiążą z Jairem Bolsonaro wielkie nadzieje. W ciągu miesiąca, a więc od kiedy jego wygrana wydaje się pewna, real zyskał do złotego 13 proc. wartości i jest już silniejszy od naszej waluty. Jednak w kraju, gdzie polaryzacja dochodów jest gigantyczna, taki program ekonomiczny może wepchnąć w nędzę dziesiątki milionów Brazylijczyków. Zaniepokojeni są też Chińczycy, którzy zainwestowali tu od 2003 r. 125 mld USD, licząc na stały dostęp do surowców. Nacjonalistyczny kandydat chce z tym skończyć, blokując sprzedaż np. strategicznych kopalń niobu.

Pozostaje pytanie o zdrowie. 7 września Bolsonaro w czasie wiecu wyborczego został ugodzony nożem, ostrze weszło 13 cm w jego ciało, stracił 40 proc. krwi. Dziś potrzeby fizjologiczne wciąż załatwia do specjalnego worka, w jego otoczeniu fetor jest trudny do wytrzymania. Dlatego m.in. odmówił debaty z Haddadem. Lekarze jednak mówią, że będzie miał siły na ewentualną ceremonię zaprzysiężenia w styczniu. Ale jeśli umrze, władzę przejmie wiceprezydent, generał Hamilton Mourao. A w porównaniu z nim Bolsonaro to liberalny gołąbek.

Czy to będzie koniec czwartej największej demokracji świata? Czołowy publicysta kraju Fernando Rodrigues przyznaje „Rzeczpospolitej": – Ryzyko powrotu do dyktatury oceniam na 50 proc. Bolsonaro chwalił rządy wojskowych, ale teraz mówi, że to przeszłość, że będzie szanował konstytucję i Sąd Najwyższy. Zobaczymy, na ile można mu wierzyć.

W pierwszej turze były kapitan dostał 46 proc. głosów (29 proc. dla kandydata lewicy Fernando Haddada), ale ostatni sondaż dawał mu 56 proc. (44 proc. dla Haddada). Był faworytem, ale nie dlatego, że ludzie mają dosyć demokracji. Chodzi raczej o trzy zasadnicze problemy: bezpieczeństwo, korupcję i załamanie gospodarki. Po przeliczeniu 94 proc. głosów w II turze wyborów prezydenckich wynik Bolsonaro był zbliżony do tego sondażowego.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"