Przez lata na irańskiej scenie politycznej toczyła się słabo czytelna za granicą walka między twardogłowymi i reformatorami. Teraz reformatorów już prawie nie ma. Rada Strażników Rewolucji, która dokonuje selekcji kandydatów, nie dopuściła do startu tysięcy chętnych, w tym ponad jedną czwartą deputowanych kończącego pracę parlamentu.
- Nie ma właściwie na kogo głosować, obóz reformatorski został przez Radę tak przerzedzony, że nawet nie był w stanie wystawiać list. Choć szczerze mówiąc, nie wiadomo, czy bycie reformatorem jeszcze cokolwiek w Iranie znaczy - opowiada Mariam Mirza, feministka i dziennikarka, która mieszka w Niemczech. Opuściła Iran po protestach antyrządowych w 2009 roku, wywołanych fałszerstwami w wyborach prezydenckich, których twardogłowi dopuścili się kosztem obozu reformatorskiego. Zdaniem Mirzy w tamtych czasach jeszcze był jakiś wybór, ale po tamtej "zdradzie" i po krwawym zdławieniu protestów opozycji zwanej zielonym ruchem kraj staje się coraz bardziej totalitarny. - Teraz nie próbują nawet udawać, że jest jakiś realny wybór - dodaje.
Władze izolowanego przez Amerykę i pogrążającego się w kryzysie gospodarczym kraju traktują jednak frekwencję w piątkowym głosowaniu jako ważny test. Najwyższy przywódca Ali Chamenei (dożywotni) oraz prezydent Hasan Rouhani (jest pod koniec drugie i ostatniej czteroletniej kadencji) nawoływali do udziału, sugerując, że kto nie głosuje, ten działa na rzecz wrogów Islamskiej Republiki. - Chamenei powiedział, że rozumie, że ktoś może nie akceptować jego, mieć coś przeciw niemu, ale głosuje się dla Iranu. To śmieszne, bo nie był dotąd postrzegany jako przywódca myślący o Iranie, lecz o reżimie, na którego czele stoi - słyszę opinię emigracyjnych dysydentów.
Cztery lata temu frekwencja wyniosła oficjalnie 62 proc. Teraz według badania uniwersytetu w Teheranie, na które powołują się media w Niemczech, zapowiada się na znacznie niższą, zwłaszcza w dużych miastach, w stolicy deklarował oddanie głosu ledwie co czwarty uprawniony.
Parę tygodni przed głosowaniem Iran stanął na progu wojny ze Stanami Zjednoczonymi, gdy Amerykanie zastrzelili w sąsiednim Iraku czołową postać reżimu, dowódcę irańskich jednostek ekspedycyjnych gen. Kasema Sulejmaniego.