Jestem zwolennikiem przeprowadzenia wyborów na wiosnę 2011 r. – oświadczył wczoraj w Radiu Zet Zbigniew Chlebowski, szef Klubu PO.Temat skrócenia o pół roku obecnej kadencji parlamentarnej wraca po raz kolejny. Tym razem za sprawą propozycji SLD, by Polska porozumiała się z UE i Danią i zamieniła się z nią terminem prezydencji w Unii. Według obecnie obowiązującego kalendarza Polska ma przewodniczyć Unii Europejskiej w drugiej połowie 2011 r. Przewodnictwo ma przejąć od Danii, która będzie stać na czele UE w pierwszej połowie roku.

Skąd wziął się pomysł zmiany? W drugiej połowie 2011 roku, a więc już w trakcie naszej prezydencji, powinny się w Polsce odbyć wybory parlamentarne. Kadencja obecnego Sejmu upływa bowiem w listopadzie.– Nie może być tak, że wybory nakładają się z prezydencją – podkreśla Wojciech Olejniczak, szef Klubu SLD. Właśnie dlatego lewica proponuje, by rozmowy z Duńczykami zacząć już teraz.

Na problem od dawna zwracają też uwagę politycy innych partii. Oni widzą jednak inne rozwiązanie – zamiast zamiany z Duńczykami proponują skrócenie kadencji. Za takim rozwiązaniem opowiada się nie tylko PO, ale i PiS.

– Z punktu widzenia stabilności państwa przesunięcie terminu wyborów jest koniecznością – mówi “Rz” prof. Wawrzyniec Konarski, politolog z UW. Zwraca uwagę, że jeśli do zmiany rządu dochodziłoby w trakcie prezydencji, praktycznie uniemożliwiłoby to przewodzenie Unii.

– Temat wraca jak bumerang. Ale nie spodziewałbym się, by szybko zapadły jakieś decyzje. Jeśli już, to po wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo to one będą dla partii realną weryfikacją poparcia – dodaje Jarosław Flis, politolog z UJ.