Król Słońce bez dworu

Gdy Polska starała się o przyjęcie do UE, zaprosił do Puszczy Białowieskiej ambasadorów starej Unii. Przy 20-stopniowym mrozie piekli dzika i rozgrzewali się napojami wyskokowymi. Według Krzysztofa Janika była to niezwykła impreza

Aktualizacja: 07.03.2009 06:54 Publikacja: 06.03.2009 20:21

Włodzimierz Cimoszewicz

Włodzimierz Cimoszewicz

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

O Włodzimierzu Cimoszewiczu politycy wywodzący się z "Solidarności" mawiali – komunista z Harvardu. Białorusini nazywali go pieszczotliwie – nasz Wołodia. I tylko politycy SLD wiecznie mają do niego pretensje. – Ten facet zawsze gra na siebie i chyba nigdy nie zrozumie, że polityka to jest gra zespołowa – irytuje się jeden z działaczy Sojuszu. – Jest takim Królem Słońce. Wszystko musi się kręcić wokół jego osoby. Tylko dworu mu brakuje.

Politycy SLD mają powody do zdenerwowania. Z trudem wybaczyli Cimoszewiczowi dezercję z kampanii prezydenckiej w 2005 roku, a teraz znowu zdezerterował z pola bitwy – tym razem do Rady Europy. Na dodatek z rekomendacji PO, czyli głównego konkurenta SLD.

Ale Cimoszewicz zawsze był politycznym solistą. – Gdy przyjmował stanowiska, to tylko takie, które nie wymagały od niego zaangażowania partyjnego – mówi Józef Oleksy, były polityk Sojuszu. – Nawet gdy był szefem SLD-owskiego rządu, z trudem tolerował partię. W ten sposób zbudował wizerunek niezależnego fachowca, o którego trzeba nieustannie zabiegać.

I miał efekty – z ramienia SLD był ministrem sprawiedliwości, szefem dyplomacji, premierem, marszałkiem Sejmu. Wraz z Leszkiem Millerem negocjował przystąpienie Polski do UE (to wtedy zaprosił do Puszczy Białowieskiej ambasadorów z krajów Unii) i podpisywał traktat akcesyjny. Nic dziwnego, że gdy w 2005 roku poobijany aferami i tracący wyborców SLD szukał kandydata na prezydenta, sięgnął właśnie po najmniej "zużytego" w partyjnych bojach Cimoszewicza. Okazało się to jednak błędem, bo ówczesny marszałek Sejmu nie wytrzymał gwałtownych ataków na swoją osobę i wycofał się z kampanii, na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, które poprzedzały głosowanie na prezydenta. Politycy SLD długo mieli mu to za złe, bo uważali, że ta dezercja przyczyniła się do gorszego wyniku wyborczego Sojuszu. – Ale te pretensje były nieuzasadnione – mówi Tomasz Nałęcz, polityk lewicy. – Cimoszewicz nie walczył o lepszy wynik dla SLD, tylko o prezydenturę. Gdy to drugie okazało się niewykonalne, miał prawo się wycofać.

W młodości Cimoszewicz nie stronił od działalności partyjnej. Nałęcz zna go od 40 lat, jeszcze z czasów studenckich. – Razem działaliśmy w uniwersyteckim ZMS, a później w uczelnianej organizacji partyjnej – opowiada. – Obaj kontestowaliśmy beton partyjny, a Włodek miał zwyczaj mówienia prosto z mostu, co mu się nie podoba. I widziałem, jak najpierw przestał być nadzieją władz partyjnych, potem był ledwo tolerowany, by na koniec stać się osobą niepożądaną. W 1985 roku Cimoszewicz porzucił uczelnię i wyjechał na Podlasie do Kalinówki, by objąć gospodarstwo po teściu. – Wszystkich zaskoczyła jego emigracja – mówi Nałęcz. – Był przecież warszawiakiem z krwi i kości, a przeistoczył się w rolnika.

Jego izolacja w Kalinówce nie trwała jednak długo. W 1989 roku przebojem wrócił na warszawskie salony. Został posłem PZPR i szefem klubu. Zaprzyjaźnił się z okrągłostołową opozycją, która była nim wyraźnie zafascynowana. – Zawsze ciążył ku temu środowisku, coraz bardziej odcinając się od własnego zaplecza – uważa Józef Oleksy.

W 1990 roku Cimoszewicz został kandydatem SdRP na prezydenta, choć do partii się nie zapisał. Nałęcz, który był wówczas szefem jego sztabu wyborczego, wspomina, że 9,5 procent głosów, które dostał kandydat postkomunistycznej lewicy, było sensacją. – I zawdzięczaliśmy to głównie Włodkowi, bo odświeżył wizerunek partii – mówi Nałęcz. Rok później wybuchła w Sejmie sprawa tzw. moskiewskiej pożyczki, w którą zaangażowani byli Leszek Miller i Mieczysław Rakowski. Chodziło o 1,2 mln dolarów, które KPZR pożyczyła PZPR w styczniu 1990 roku. Cimoszewicz żądał, by Miller zrzekł się mandatu poselskiego, i zagroził, że w przeciwnym wypadku nie będzie kierował klubem lewicy. Przegrał jednak z kretesem – Miller został w Sejmie, a na szefa klubu wybrano Aleksandra Kwaśniewskiego. Cimoszewicz zaś popadł w niełaskę.

Po raz drugi naraził się partii, gdy w czasie wielkiej powodzi w 1997 roku powiedział, że rolnicy powinni się ubezpieczać od skutków takich klęsk. Politycy SLD twierdzili, że ta wypowiedź ujęła im kilka procent głosów.

W 1992 roku Nałęcz, który zaangażował się w tworzenie Unii Pracy, namawiał Cimoszewicza, żeby dołączył do nowej partii. Wszystko jednak spaliło na panewce za sprawą tzw. listy agentów Antoniego Macierewicza. – Ryszard Bugaj, pierwszy przewodniczący UP, zobaczył na niej nazwisko Cimoszewicza i nie poszedł na umówione z nim spotkanie – opowiada Nałęcz.

Jednak w późniejszych latach, kiedy uczestnicy życia publicznego zaczęli być lustrowani, Cimoszewiczowi nie postawiono zarzutu tajnej współpracy ze służbami specjalnymi PRL. – Włodek jest sympatycznym facetem, a jak odtaje, to staje się wręcz towarzyski – twierdzi Krzysztof Janik, były szef SLD. – Jego żona Basia jest urocza. Mają w leśniczówce starą kuchnię z fajerkami, na wielkiej miednicy smażą kaszankę i zapraszają sąsiadów na długie rozmowy. Miejscowi bardzo go poważają.

Janik uważa, że człowiek o takich kompetencjach naprawdę nie powinien się marnować. Marek Siwiec podkreśla jednak, że Cimoszewicz kolejny raz po prostu zostawił lewicę na lodzie.

O Włodzimierzu Cimoszewiczu politycy wywodzący się z "Solidarności" mawiali – komunista z Harvardu. Białorusini nazywali go pieszczotliwie – nasz Wołodia. I tylko politycy SLD wiecznie mają do niego pretensje. – Ten facet zawsze gra na siebie i chyba nigdy nie zrozumie, że polityka to jest gra zespołowa – irytuje się jeden z działaczy Sojuszu. – Jest takim Królem Słońce. Wszystko musi się kręcić wokół jego osoby. Tylko dworu mu brakuje.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica
Polityka
Pablo Morales nie zaszkodził PO. PKW nie zakwestionowała wydatków na rzecz internauty
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora