Do ciekawej rywalizacji doszło w sobotę w Wałczu, podczas zjazdu zachodniopomorskiej PO. O fotel przewodniczącego ubiegali się Stanisław Gawłowski, poseł PO i wiceminister ochrony środowiska, przewodniczący koszalińskiej PO oraz Sławomir Nitras, europoseł i szef szczecińskiej PO.
Dziesiątki plakatów Nitrasa witały delegatów z przydrożnych drzew i słupów, co u zwolenników Gawłowskiego wywołało irytację i drwiny. - Miło ze strony pana europosła, że się tak zareklamował, bo dzięki temu nawet GPS nie był potrzebny, żeby dojechać na zjazd – kpił z Nitrasa delegat PO z Koszalina.
Nitras przed wyborami rozesłał też list do delegatów, przekonując ich do swojej kandydatury. Kampanię tę wytknął swojemu konkurentowi Gawłowski, który z przekąsem przeprosił delegatów, za to, że „nie miał czasu na kampanię”, bo wraz z premierem Tuskiem był zaangażowany w pomoc powodzianom.
[srodtytul]Naciski, naciski?[/srodtytul]
Gawłowski i Nitras do niedawna stanowili zgrany duet, dzieląc się wpływami w regionie. Teraz ostro się starli o władzę. Jak wynikało ze słów senator Anny Sztark, zaprzyjaźnionej od lat z obu kandydatami, w ramach rywalizacji obie strony zarzucały sobie nieczystą grę. Miało chodzić między innymi o ciche szantaże, polegające na przypominaniu delegatom partyjnych zależności, od której zależy utrzymanie przez nich lub członków ich rodzin posad czy funkcji w radach nadzorczych. Nitras wprost zarzucał Gawłowskiemu „atawistyczne odruchy”, sugerując, że jego ludzie naciskali na delegatów” dzwoniąc, lub wzywając ich do gabinetów”: - Jeśli zostanę przewodniczącym, nikt z delegatów nie będzie się już musiał bać – zadeklarował Nitras.