– dodaje. Jego zdaniem ciężko będzie się doszukać w propozycjach PiS punktów wspólnych dla PO i PiS, więc trudno będzie jego partii je poprzeć.
– To sprawy trzeciorzędne dla polskich przedsiębiorców – ocenia zapowiedzi polityków PiS Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. – Jeżeli PiS nie przygotuje, jak deklarował w kampanii prezydenckiej, rozwiązań systemowych przywracających zasady wolności gospodarczej z czasów Wilczka, to wszelkie inne działania będą leczeniem gruźlicy syropem.
– I PO, i PiS co jakiś czas szermują deklaracjami o przygotowaniu ustaw ułatwiających działalność przedsiębiorcom, ale na deklaracjach się kończy – komentuje Arkadiusz Protas, wiceprezydent Business Centre Club. – Obawiam się, że tak będzie i w tym przypadku. Jeśli jednak PiS przedstawi dobre projekty, to będziemy je wspierać.
[ramka][b]Za kryzys powinny zapłacić banki [/b]
Stan finansów państwa powinny ratować banki, a nie społeczeństwo – uważa PiS. I proponuje wprowadzenie podatku od banków zamiast podwyżki VAT z 22 do 23 proc. – Chcemy wzorem Węgier opodatkować 0,45 proc. aktywów banków i 5,2 proc. składek płaconych przez firmy ubezpieczeniowe – mówi Beata Szydło, wiceprezes PiS. Pierwszy pomysł przyniósłby budżetowi 4,7 mld zł, drugi – 2,4 mld zł, co daje w sumie 7,1 mld zł dodatkowych pieniędzy w kasie państwa. Szydło wyjaśnia, że prace nad ustawą jeszcze trwają, a kontrpropozycją dla wariantu węgierskiego jest opodatkowanie sumy zysków banków, co proponują Brytyjczycy.
Podwyżka VAT, jak wylicza resort finansów, ma dać ok. 5 – 5,5 mld zł, tak więc podatek od banków mógłby być alternatywną propozycją ratowania budżetu. – Nasz projekt ma być gotowy na początku września – mówi Szydło. Ustawa PiS miałaby wejść w życie z początkiem 2011 r., wówczas nowy podatek obciążyłby zyski lub stan aktywów banków za 2010 r. PiS twierdzi, że podatek bankowy nie dotknie społeczeństwa. Partyjni eksperci wyliczyli natomiast, że wyższy VAT spowoduje, iż czteroosobowa rodzina wyda w ciągu roku na utrzymanie ok. 600 zł więcej. Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową przewiduje zaś, że najubożsi będą musieli ograniczyć konsumpcję nawet o 30 proc.