W poprzedniej kadencji to SLD było trzecią siłą w Sejmie. Po wyborach w tej sytuacji jest Ruch Palikota. Mimo to Sojusz nie zamierza oddawać gabinetów, które do tej pory zajmował. Mieszczą się one w prestiżowym miejscu, koło gabinetów marszałka i wicemarszałków Sejmu.

Mediatorem w sporze jest Kancelaria Sejmu. Zaproponowała klubom kilka rozwiązań. Większość z nich zakłada zachowanie przez SLD przynajmniej części swoich gabinetów. Ruch Palikota musiałby korzystać również z odległych pokoi na terenie Kancelarii Senatu, które dotychczas zajmowali posłowie PJN. - Propozycje szefa kancelarii wyglądają tak, jakby celem było upokorzenie naszych posłów i faworyzowanie SLD - skarży się Karol Jene z Ruchu Palikota.

Politycy SLD żartują, że jeśli Ruch Palikota postawi na swoim, to dostanie w spadku gabinet, który przynosi pecha. Zajmowali go kolejni szefowie klubu Samoobrony, a potem Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski. Samoobrona przegrała wybory, a politycy Sojuszu swoje stanowiska. – Jako partia racjonalistów nie wierzymy w przesądy takie, jak czarne koty, kobiety z pustymi wiadrami ani gabinety po Napieralskim – zapewnia rzecznik klubu Ruchu Palikota Andrzej Rozenek.

SLD nie pozwoliło przesunąć swojego klubu na sali plenarnej. Zaproponowało, by Ruch Palikota zajął miejsce z prawej strony, jeszcze za ławami posłów PiS. Ostatecznie posłowie partii Palikota siądą między SLD i PSL.