Powinniśmy przymierzyć się do rozsądnej polityki migracyjnej

- Powinniśmy przymierzyć się do rozsądnej polityki migracyjnej. Polska, członek UE, pewnie z biegiem czasu będzie coraz atrakcyjniejsza dla imigracji zarobkowej- mówi rp.pl posłanka PO i autorka programu polityki prorodzinnej Joanna Kluzik-Rostkowska.

Publikacja: 28.08.2013 12:00

Joanna Kluzik-Rostkowska

Joanna Kluzik-Rostkowska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

"Rz": Prognozy demograficzne wskazują, że liczba Polaków będzie się zmniejszać, a w już 2060 roku będzie nas mniej niż 30 mln. Czy pani zdaniem jest to duże zagrożenie dla kraju?

Joanna Kluzik-Rostkowska:

Oczywiście niż demograficzny jest zagrożeniem. Tym bardziej, że na horyzoncie żadnej nadziei na wyż. Ostatnie pokolenie wyżu początku lat 80-tych weszło w dorosłość. To największa grupa potencjalnych rodziców, która dała jedynie lekki wzrost urodzin przez ostatnie kilka lat. Kolejne roczniki, miej liczne, trudno „posądzać" o większą dzietność.

Co więc należy zrobić, żeby ten trend odwrócić?

Kiedy rozmawiamy o polityce rodzinnej, zadajemy sobie przede wszystkim pytanie jak zatrzymać spadek, nadzieję na wzrost odkładając na przyszłość.

W oczywisty sposób ilość obywateli oraz średni wiek mają fundamentalne znaczenie dla całej wspólnoty. Właśnie dlatego musieliśmy podnieść wiek emerytalny. Z rynku pracy niebawem odejdą roczniki, w których rodziło się blisko 800 tysięcy dzieci, a składki będą płacone przez roczniki, w których liczba urodzeń nie sięga 400 tysięcy!

Problem nie tylko w systemie emerytalnym. Za chwilę liczba maturzystów będzie równa liczbie miejsc na wyższych uczelniach publicznych. Jeden do jednego. Co to oznacza? Wielkie kłopoty uczelni niepublicznych i wielki znak zapytania jak utrzymać/podnieść jakość kształcenia wyższego, skoro de facto zaniknie konkurencja.

Wielu nauczycieli będzie musiało rozejrzeć się za innym zajęciem.

7 tysięcy nauczycieli, którzy stracą pracę w tym roku to chyba w tej chwili najbardziej namacalny efekt niżu. Tak więc niż ma konsekwencje dla wszystkich.

Patrząc na obecną politykę rządu nie wydaje się, żeby ten podejmował działania mające na celu skuteczne odwrócenie tego trendu.

Zapomnieliśmy ile pracy już za nami. Polityka rodzinna - w kontekście demografii - tak naprawdę zaistniała w kampanii wyborczej z 2005 roku. Wcześniej mówiono o rodzinie wyłącznie w kontekście pomocy najbiedniejszym. Miałam przyjemność budować pierwszy rządowy program polityki rodzinnej, który zamieniał się w pakiet ustaw. Wszystkie wprowadzała w życie Platforma Obywatelska. W 2008 roku wydłużenie urlopu macierzyńskiego, podniesienie składek emerytalnych za urlop wychowawczy, zniżki dla pracodawców pieniądze z funduszu świadczeń pracowniczych na zakładowe przedszkola to była nowość. Dziś to oczywistość, do której dokładano kolejne elementy: żłobki, punkty przedszkolne, dzienne mamy, roczny urlop macierzyński. Całkiem długa lista. Można dokładać dalej, ale mam przeświadczenie, że ten rdzeń, który można było wprowadzić za pomocą ustaw już za nami. Przed nami nieporównanie trudniejsze i czasochłonne zmiany mentalności, postrzegania ról w życiu rodzinnym.

To znaczy?

Polki mówią tak: chcemy mieć więcej dzieci niż mamy pod warunkiem łatwego dostępu do rynku pracy. Musimy mieć pewność, że rodzina ekonomicznie sobie poradzi. W języku rynku pracy oznacza to zdjęcie z kobiet odium drugiego domowego etatu. Opieka nad dziećmi powinna być obowiązkiem obojga rodziców, pomoc państwa zaś powinna tę opiekę uzupełniać oferując przyjazne żłobki, przedszkola, dobrą edukację. Na marginesie powiem, ze powinniśmy przymierzyć się także do rozsądnej polityki migracyjnej. Polska, członek UE, pewnie z biegiem czasu będzie coraz atrakcyjniejsza dla imigracji zarobkowej. Nie bez znaczenia jest jak zdefiniujemy nasze oczekiwania.

Mnie zastanawiają dwie kwestie. Po pierwsze, ta konieczność zmian w mentalności, o której pani wspomniała, nie do końca mnie przekonuje. Polki w Polsce rodzić nie chcą, ale w Wielkiej Brytanii przychodzi im to już znacznie łatwiej. Tamten odsetek porodów wśród Polek jest znacznie wyższy niż w Polsce. Druga kwestia to pytanie, czy profity dla rodzin wielodzietnych, jak karta dużej rodziny, to nie jest kropla w morzu potrzeb. Zniżka do kina lub muzeum nie może być bodźcem do decyzji o dziecku przy kilkuset tysiącach, które trzeba wydać na jego wychowanie.

Trzeba wziąć pod uwagę trzy rzeczy. Po pierwsze rozmawiamy o emigracji zarobkowej po wstąpieniu Polski do UE. Średnia wieku wyjeżdżających kilka lat temu to było 26 lat, bez rodziny i zwykle bez planów na daleką przyszłość. Druga ważna rzecz z punktu widzenia emigranta, to magiczne 5 lat. Okazuje się, ze przed upływem 5 lat znacznie łatwiej podjąć decyzję o powrocie do kraju. Po 5 latach zapuszcza się emigracyjne korzenie. Boom urodzeń w Wielkiej Brytanii nie miał miejsca w pierwszych latach emigracji. Ma miejsce teraz, bo młoda emigracja dorosła i założyła rodziny. Do tego wszystkiego trzeba dołożyć trzeci element, czyli zabezpieczenie finansowe w momencie urodzenia dziecka. Wielka Brytania jest bogatszym krajem niż Polska i to się przekłada również na wysokość świadczeń.

Uważam, że pułapką jest proste przekładanie sytuacji młodych Polaków w Wielkiej Brytanii na Polskę.

Jeśli chodzi o kolejny problem czyli np. kartę dużej rodziny, to jest postulat również z programu polityki rodzinnej. Problem w tym, że zależy od dobrej woli samorządu.

Pani Poseł mi chodzi o trochę co innego.

Wiem, to przykład, pytanie czy tego typu instrumenty mogą być skuteczne. Z całą odpowiedzialnością matki trojki dzieci mogę powiedzieć, że wyjście na basen albo do teatru z trójką dzieci to jest finansowe wyzwanie.

Oczywiście, ale my mówimy o parach, które nie mają nawet jednego dziecka, czy mają to jedno i mieliby się zdecydować na drugie czy trzecie. Nie wydaje mi się, że zniżka gdziekolwiek popchnie ich do takiej decyzji, mając w świadomości, że wychowanie jednego dziecka kosztuje kilkaset tysięcy złotych. Mi się wydaje, że większym problemem jest raczej zbyt mały odsetek płac w PKB, aniżeli te zniżki. Bo gdyby ludzie więcej zarabiali, to by im było łatwiej.

Nie jestem w stanie powiedzieć, ile łącznie procent PKB przeznaczamy na politykę rodzinną. Trzeba brać pod uwagę wydatki, które są w gestii kilku ministerstw.

Polityka rodzinna powinna się składać z dwóch elementów: jeden to inwestycja, w rodziny, które już mają dzieci. Głównie mam na myśli rodziny wielodzietne, bo trudno przekonać kogoś, do tego żeby miał więcej dzieci, skoro gołym okiem widać, że więcej dzieci, to większy kłopot. Druga element to inwestycja skierowana do tych, którzy chcą mieć dzieci, ale rozmaite obawy ich przed tą decyzją powstrzymują. Może dziwnie to zabrzmi, ale trzeba w tej ofercie brać pod uwagę całkiem dobrze zarabiające pary w dużych miastach. One mogłyby mieć więcej dzieci, tylko z powodu dostępu do rynku pracy, wymagań finansowych, nie mają.

"Rz": Prognozy demograficzne wskazują, że liczba Polaków będzie się zmniejszać, a w już 2060 roku będzie nas mniej niż 30 mln. Czy pani zdaniem jest to duże zagrożenie dla kraju?

Joanna Kluzik-Rostkowska:

Pozostało 97% artykułu
Polityka
Magdalena Biejat kandydatką Lewicy. „Dziewczyna z sąsiedztwa”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Lewica wybrała swoją kandydatkę na prezydenta
Polityka
Czarne chmury nad ministrem Wieczorkiem. Nawet wniosek PiS niewiele może już zmienić
Polityka
Sondaż: Jak zmieniło się zdanie Polaków o Nawrockim, gdy został kandydatem PiS?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni