Każdy ma swoją porcję problemów, ale Niemcy wyróżnia to, że główne partie opozycyjne są niemniej europejskie jak CDU/ CSU. To odosobniony fenomen w Europie, co odzwierciedli się w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przyszły skład może mieć bardzo wzmocnioną reprezentację ludzi, którzy za europejskie diety będą przeciwni wspólnej Europy.
Jest takie ryzyko?
Rachunek wyborczy wskazuje, że to będzie znacznie silniejsza reprezentacja niż te frakcje, które dziś należą do folkloru europejskiego, niestety z udziałem Polaków.
Skąd ten eurosceptycyzm?
Po pierwsze, Unia Europejska się zbanalizowała. Jest urzeczywistnieniem wcześniejszych utopii, które metodą małych kroków zamieniły się w rzeczywistość. Dla pokolenia pamiętającego wojnę projekt był zrozumiały, bo uwalniał od egzystencjalnych lęków, jakich doświadczają dziś mieszkańcy Syrii, a niedawno narody byłej Jugosławii. Dla dzisiejszego pokolenia, nawet Europa bez granic, z wspólną walutą, kiedyś nie do pomyślenia, jest czymś tak zwyczajnym, jak otaczająca nas przyroda. Nadzwyczajne dzieło ludzkie zupełnie się uzwyczajniło! Część winy za negatywne nastawienie do Unii Europejskiej musi wziąć na siebie sama Bruksela. Obok regulacji, które budują tworzą wspólną przestrzeń europejską, na przykład „otwarte niebo", możliwość legalnego pozyskania pracy, czy wymiany studenckiej, mnożono przepisy, które irytują ludzi. Na to nałożył się kryzys, który poróżnił „północ" – gdzie Unia kojarzy się nadwyrężenie ich kieszeni na pakiety pomocowe dla zagrożonych krajów oraz „południe" – upokorzone przez warunki, jakie dyktuje Unia, idąc z pomocą. Od lat każdy sukces w Europe jest nacjonalizowany, a każdy problem europeizowany! W rezultacie mamy paradoks: rośnie zapotrzebowanie na widzialną rękę Brukseli, żeby pokonać kryzys, w czasie, kiedy Europa jest tak nielubiana jak nigdy!
W jaki sposób może zmienić się układ sił w Europie po kolejnym wyborze Merkel na kanclerz Niemiec?