Wyjazd Donalda Tuska do Brukselii oznacza, że przestanie on być nie tylko premierem, ale także szefem Platformy Obywatelskiej. Wszystko wskazuje na to, że zastąpi go Ewa Kopacz. Ale marszałek Sejmu zostanie tylko pełniącą obowiązki przewodniczącego PO.
Statut partii, zmieniony na wniosek Donalda Tuska, mówi bowiem, że szef partii wybierany jest bezpośrednio przez wszystkich jej członków – to oficjalnie ok. 40 tys. osób. A zatem, żeby Ewa Kopacz została pełnoprawną szefową PO, musiałaby wygrać takie wybory. Ale tu czai się pułapka: jej konkurent i przeciwnik Tuska Grzegorz Schetyna już zapowiedział, że w razie nowych wyborów wystartuje na szefa partii. A Schetyna, choć przez Tuska gnębiony i odzierany ze stanowisk, wciąż jest na tyle silny, że mógłby wygrać z Kopacz.
– Powinny się odbyć powszechne wybory. Inaczej Kopacz będzie miała słabą pozycję w partii – przekonuje w rozmowie z „Rz" wpływowy poseł związany ze Schetyną. Ale nie o pozycję Kopacz tu chodzi. Schetynowcy są przekonani, że ich poniewierany przez Tuska patron jest w stanie pokonać Kopacz i przejąć partię.
Tyle że także premier i Kopacz zdają sobie z tego sprawę. Dlatego wyborów nie będzie. – Ewa Kopacz będzie pierwszą wiceprzewodniczącą wykonującą obowiązki przewodniczącego – tłumaczy statutowym, prawniczym językiem wiceszef PO Cezary Grabarczyk, stronnik Kopacz.
Co w tej sytuacji zrobi Schetyna? – Pracuje nad planem działań. Jeśli Kopacz nie wyciągnie do niego ręki i nie zagwarantuje mu pozycji w partii, to wybuchnie wojna – zapowiada jeden z najbliższych współpracowników Schetyny. – Najlepiej byłoby poczekać do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Niemal na pewno Ewa je przegra.