Marszałek Sejmu była pewnym kandydatem Donalda Tuska na nowego premiera i przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Wedle zapowiedzi Tusk miał to ogłosić na początku tygodnia. Czemu zatem ta enuncjacja została przełożona? Według informacji „Rz" dlatego, że wśród polityków PO i doradców Tuska wyrosło lobby przeciwne awansowi Kopacz.
– W ostatnich dniach Donald zaczął się obawiać, że nominacja dla Ewy podzieli partię – przekonuje nasz rozmówca, bliski Tuskowi.
Przeciwnicy Kopacz doskonale rozumieli sposób myślenia Tuska – chciałby mieć w rządzie i w partii całkowicie lojalnych namiestników, dzięki którym, pracując w Brukseli jako szef Rady Europejskiej, mógłby jednocześnie kontrolować sytuację w Polsce. Dlatego podsuwali Tuskowi kandydaturę innego polityka, któremu premier ufa – Tomasza Siemoniaka, ministra obrony.
O ile za Kopacz stoją partyjne środowiska kobiece oraz tzw. spółdzielnia, czyli grupa regionalnych liderów wspierających Tuska, o tyle Siemoniak cieszył się poparciem większości członków rządu, części partyjnych konserwatystów oraz środowisk życzliwych Grzegorzowi Schetynie.
Dystans do pojedynku utrzymywał prezydent – wbrew deklaracjom premiera Bronisław Komorowski nie miał większego wpływu na to, kto dostał misję tworzenia nowego rządu.