We wtorek Donald Tusk poinformował w Sejmie, że dywersji na linii kolejowej Warszawa–Lublin dokonało dwóch obywateli Ukrainy, współpracujących z Rosjanami, którzy dotarli do Polski z terytorium Białorusi. Sabotaż miał doprowadzić do katastrofy w ruchu kolejowym – na torach w rejonie miejscowości Mika wysadzono ładunek wybuchowy w momencie, gdy przejeżdżał tamtędy pociąg towarowy. W innym miejscu na torach umieszczono metalową obejmę, która miała doprowadzić do wykolejenia pociągu.
Joanna Kluzik-Rostkowska o dywersji na kolei: Po raz pierwszy bezpośrednio zagrożone było życie ludzi
– Udało się szybko ustalić, kto za tym stał. Ustalić osoby, które dokonały tego aktu to jedno – dojść do tego, kto to zlecał, to kolejny krok – komentowała Kluzik-Rostkowska. Na pytanie, jaka powinna być polska reakcja dyplomatyczna wobec Rosji, która miała stać za dywersją i Białorusi, z terytorium której dotarli do Polski dywersanci, posłanka odpowiedziała, że zostawia ją Radosławowi Sikorskiemu. – On wie, że powinna być adekwatna – dodała.
Czytaj więcej
Karta SIM od telefonu i odcisk palca postawiony na miejscu zdradziły sprawców sabotażu na linii k...
– Te akty dywersji, które miały miejsce teraz, to były pierwsze historie, w których naprawdę, bezpośrednio było zagrożone życie ludzi. Jesteśmy krok dalej w wojnie hybrydowej, która jest już w odsłonie agresywnej – mówiła też posłanka KO.
Była minister edukacji dopytywana o to, czy Polska powinna zerwać relacje dyplomatyczne z Rosją, odparła, że „i tak są już one bardzo ograniczone”. – Utrzymujemy jakiś poziom komunikacji, ale przecież nikt nie ma wątpliwości co do dwóch rzeczy: pierwsza jest taka, że trzeba traktować Białoruś jako część projektu rosyjskiego, a nie samodzielne państwo i trzeba zawsze pamiętać o tym, że Rosja jest nastawiona wrogo wobec Polski, wobec NATO. Musimy pamiętać o tym, że wojna (Władimira) Putina nie jest wojną o kawałek Ukrainy, nie jest nawet wojną o całą Ukrainę – podkreśliła.