„Jestem gejem i prawnikiem, więc nie tylko ze względu na własną orientację, ale też ze względu na mój zawód rozumiem konieczność uregulowania praw członków społeczności LGBT" – pisze w internecie Arkadiusz Wójcik, kandydujący do Sejmu w Warszawie z list Nowoczesnej Ryszarda Petru. Wpis zamieścił w portalu dla mniejszości seksualnych Queer.pl, który opublikował listę ośmiu kandydatów do Sejmu „nieukrywających poparcia dla postulatów LGBT". Większość to jawni geje i lesbijki.
Queer.pl namawia innych kandydatów do ujawniania orientacji, a podobną akcję prowadzą redaktorzy strony na Facebooku „Przeciwko Homofobii". Przedstawili listę 19 kandydatów. Po ośmiu startuje z Partii Razem i ze Zjednoczonej Lewicy, dwóch z Nowoczesnej, a jeden z PO. Tym ostatnim jest Radomir Szumełda z Trójmiasta, który już w 2012 r. ujawnił, że jest gejem.
Liczba 19 kandydatów jest rekordowa, bo w 2011 r. do Sejmu startowało tylko dziewięć osób jawnie deklarujących się jako osoby homo-, bi- lub transseksualne. Dwójce z nich, Annie Grodzkiej i Robertowi Biedroniowi, udało się zdobyć mandaty.
– Zadziałał efekt Biedronia – mówi Agata Chaber z Kampanii przeciw Homofobii, tłumacząc, dlaczego od tamtego czasu chętniej ujawniają się kandydaci LGBT. Przed wyborami samorządowymi w 2014 r. magazyn LGBT „Replika" przedstawił listę 25 kandydatów, co redakcja uznała za dużą liczbę. Większość do „Repliki" zgłosiła się sama.
Również przed tegorocznymi wyborami do Sejmu „Replika" chce opublikować listę kandydatów LGBT. Kampania przeciw Homofobii zamierza z kolei uruchomić portal zawierający informacje na temat poglądów polityków dotyczących mniejszości seksualnych.
Poseł PiS Jan Dziedziczak nie ukrywa sceptycyzmu wobec tworzenia przez organizacje gejowskie list kandydatów nieheteroseksualnych. – Zawsze wychodziłem z założenia, że do polityki idzie się z przygotowaniem merytorycznym i programem, a to, co kto robi wieczorem w sypialni, nie ma większego znaczenia. Jednak widocznie dla tych osób wszystko kręci się wokół seksu – oburza się.