Adrian Zandberg: W polskiej polityce wciąż jest mentalność koryciarska. Rozwalimy to

Prospołeczne, wolnościowe poglądy mają reprezentację. To prawda, jesteśmy niewielką partią, dystans pomiędzy nami a PiS czy KO jest spory. Ale właśnie rośniemy, i to szybko. Wierzę, że za dwa lata możemy zachwiać duopolem – mówi „Rzeczpospolitej" Adrian Zandberg, współprzewodniczący Partii Razem.

Publikacja: 13.06.2025 16:37

Współprzewodniczący partii Razem Adrian Zandberg

Współprzewodniczący partii Razem Adrian Zandberg

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

Jaki efekt pan osiągnął, nie prosząc swoich wyborców o poparcie Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze?

Niektórym politykom wydaje się, że są właścicielami tych, którzy na nich zagłosowali. Tak PiS, jak i Platforma Obywatelska uważają, że głosy im się należą. Ja podchodzę do tego inaczej. Szanuję podmiotowość ludzi, którzy na mnie zagłosowali, i ich wybory. Nie zaskoczyły mnie decyzje, które podejmowali – samodzielnie. W tych wyborach widać zresztą społeczną zmianę: w pierwszej turze łączny wynik kandydatów spoza duopolu był rekordowy. Miliony Polaków chcą innego wyboru i szantaż już na nich nie działa. To szansa na to, że do polityki wróci spór o treść.

W 2023 roku Razem poparło rząd. 

Tak. Społeczeństwo oczekiwało zmiany, a świadczyła o tym wysoka frekwencja w wyborach parlamentarnych dwa lata temu. Wyborcy mieli dość patologicznych rządów PiS-u. Daliśmy obecnej większości szansę. Nie wykorzystali jej.

Czytaj więcej

Współprzewodnicząca Razem: Za późno przeszliśmy do twardej opozycji wobec rządu Donalda Tuska

Przykład patologii?

Spółki Skarbu Państwa. To, jak PiS traktował majątek publiczny, oburzało ludzi. W polskich domach po pandemii było trudno, tymczasem władza lekką ręką rozdawała swoim aparatczykom i ich rodzinom świetnie płatne synekury. Choćby Szymon Hołownia mówił wtedy o tłustych kotach. Bo partie, które są dziś w koalicji, szły do władzy pod hasłem zmiany. Ale nic takiego się nie wydarzyło – nie spełnili tej obietnicy w spółkach Skarbu Państwa. 

Dlaczego to ważne?

Nasze państwo jest gorzej zarządzane. Zamiast fachowca wyłanianego w uczciwym konkursie jest przysłowiowy Kazio – kolega Zdzisia, lokalnego barona związanego z partią rządzącą. Koryciarska mentalność łączy niestety PiS i Platformę. Wkurza mnie to, bo wierzę, że potrzebujemy silnego i sprawnego państwa. Na strategiczne wyzwania, które stoją dziś przed Polską – energetyka, jakość życia, utrzymanie tempa rozwoju gospodarczego – nie odpowie sam rynek. Ale to państwo nie może być tak zarządzane!

Koryciarska mentalność łączy niestety PiS i Platformę. Wkurza mnie to, bo wierzę, że potrzebujemy silnego i sprawnego państwa

Co jeszcze pana wkurza?

Niedofinansowanie ochrony zdrowia, zwłaszcza, że Polska się starzeje. Brakuje ponad 20 miliardów złotych na utrzymanie poziomu dostępności świadczeń, który był w zeszłym roku. A już wtedy nie było dobrze. Rząd nie dotrzymał danego obywatelom słowa – kolejki do lekarza rosną, zamiast się skracać, kolejnym oddziałom szpitalnym grozi likwidacja. Dla obecnej większości to jest OK. Ja się na to nie zgadzam. Dlatego jestem w opozycji i zagłosowałem przeciw wotum zaufania dla tego rządu. Poważnie traktuję to, co mówiłem w tej sprawie przed wyborami. To mnie różni od Donalda Tuska.

Czytaj więcej

Adrian Zandberg skomentował exposé Donalda Tuska. Padło pytanie o emeryturę

Jak pan chce zrealizować cele Razem, osiągając 4,86 proc.  poparcia w wyborach prezydenckich, podczas gdy recepty Sławomira Mentzena przekonały 14,5 proc. Polaków? 

Ten milion głosów traktuję jako kredyt zaufania. Dla Razem to początek kampanii parlamentarnej. Ale muszę uderzyć się w piersi: proces przechodzenia Razem do opozycji trwał zbyt długo. Ruszyliśmy do przodu dość późno. Wszyscy dziś wiedzą dlaczego. 

Dlaczego?

Mieliśmy w partii spór o to, czy wspierać rząd, mimo że zawiódł miliony ludzi, czy trwać w układzie z Nową Lewicą. Spór zakończył się odejściem na stronę rządową kilkudziesięciu osób – w tym trzech posłanek i dwóch senatorek. Dopiero po jego rozstrzygnięciu ruszyliśmy do przodu. Partia wybrała samodzielność. 

Jaki to ma związek z tym, że Konfederacja jest wyżej w sondażach niż Razem?

Konfederacja długo była jedyną partią opozycyjną – inną niż PiS. Ale to się zmieniło w kampanii. Kiedy zaczynałem kampanię, sondaże pana Marcina Dumy dawały mi 0,5 proc. poparcia. Czytałem komentarze podobno poważnych publicystów, że Razem przechodząc do opozycji, wymaszerowało na śmietnik historii. Po czterech miesiącach partia ma poparcie realne, mierzone nie sondażami, ale liczbą głosów wrzuconych do urny: około miliona Polaków zdecydowało się zagłosować na mnie. Wyprzedziliśmy w wyborach SLD, niewiele zabrakło, by wyprzedzić Trzecią Drogę. 

Traktuję te głosy jak zobowiązanie. Podczas kampanii słyszałem, że ludzie traktują swój głos jako inwestycję – w zmianę po wyborach do Sejmu. Zadanie, które stoi teraz przed Razem, to rozbudowa struktur. Do partii płynie fala zgłoszeń – jest ich od początku kampanii ponad 10 tysięcy. Kiedy startowaliśmy, w partii było nas niespełna 3 tysiące. Czujemy tę zmianę.

Na czym polega ta zmiana?

Razem było dotąd silne w ośrodkach akademickich, ale mieliśmy duży problem z budowaniem się poza największymi miastami. To, co się udało podczas tej kampanii, to przebić bańkę. Okręgów wyborczych do Sejmu jest 41. W wyborach musimy zawalczyć w każdym z nich. Ta kampania pokazała, że zmienia się krajobraz medialny. Młodsi Polacy są już odporni na szantaże tożsamościowych telewizji. Wierzę, że starsze pokolenie też będzie stopniowo wychodzić z tego Matrixa. Rośnie znaczenie nowych kanałów komunikacji politycznej.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: PiS robi już kampanię parlamentarną, KO utknęła na wyborach prezydenckich

Czuje się pan w tym mocny?

Dla Razem to dobra informacja. Ani wielki biznes za nami nie stoi, ani POPiS-owe media tożsamościowe nas nie kochają. Udowodniliśmy w tej kampanii – z czego jestem bardzo dumny, że można w Polsce robić politykę, nie mając wielkich pieniędzy. Wydaliśmy ułamek tego, co partie establishmentowe – za to skutecznie. To, mam nadzieję, raz na zawsze kończy zawodzenie „wujków dobra rada”,  że trzeba zostać wasalem tej czy innej strony duopolu, że inaczej się nie da.
Naszym celem jest wejście do Sejmu za dwa lata z taką siłą, by większość zależała od nas. Tylko wtedy rząd będzie liczyć się z naszymi postulatami w obszarze ochrony zdrowia, nauki, publicznego programu mieszkaniowego. Razem jest po to, żeby reprezentować pracowników. Jesteśmy głosem za silnym i solidarnym państwem. 

Udowodniliśmy w tej kampanii – z czego jestem bardzo dumny, że można w Polsce robić politykę, nie mając wielkich pieniędzy

Był pan z pracownikami w Trzemesznie. Razem wspierało strajkujących w Solarisie. Ale w kolejnych wyborach przegrywa wśród pracowników z Konfederacją. Jak to się dzieje?

Zasłużyć na zaufanie, przekonać ludzi do naszych rozwiązań – nie dzieje się z dnia na dzień. Mamy pracę do zrobienia i będziemy ją konsekwentnie robić.

Skoro w 2023 roku rząd otrzymał od Razem kredyt zaufania, na to samo może liczyć Karol Nawrocki?

Karol Nawrocki jeszcze przed wyborami wyraził się jasno, jakie ustawy będzie wetować – jest przeciwnikiem nowych podatków, w tym dla gigantów cyfrowych. Podpisał się zaś pod tzw. ósemką Mentzena. Mamy tu zasadniczą różnicę zdań. W Razem uważamy, że polski system podatkowy jest patologiczny. Widać to szczególnie teraz, gdy ludzi, którzy zgromadzili fortuny w okresie transformacji, przekazują je kolejnemu pokoleniu. Multimilionerom z urodzenia. System tak samo traktuje się kogoś, który odziedziczył kawalerkę po babci, co miliardera. Będzie rosnąć problem z nierównościami i dziurawym systemem podatkowym – państwo w coraz większym stopniu utrzymują pracownicy najemni i drobni samozatrudnieni. My chcemy to zmienić, opodatkowując wielkie korporacje, grupy na samej górze drabiny społecznej. Bez tego nierówności będą paraliżować rozwój.

Czytaj więcej

Kazimierz Groblewski: Halo, lewico, puk puk! Kto tam? To my, aborcja i związki partnerskie

Co to znaczy?

Rozwijaliśmy się m.in. dlatego, że w transformację weszliśmy jako kraj o względnej równości majątkowej. Dzisiaj już tak nie jest. Jeżdżąc po Polsce słyszę pytania od młodych ludzi, czy studia na pewno są dla nich, skoro nie urodzili się w dużym mieście, ani nie są z zamożnej rodziny. Doskonale wiemy, jakie są koszty życia w dużych miastach. Z tyłu głowy u wielu osób pojawia się myśl, że nie mają prawa do tego, by się dalej kształcić. Zgoda na te nierówności jest antyrozwojowa. Tymczasem realnie bezpłatny dostęp do kształcenia to owoc, który nisko wisi – nie trzeba wielkich pieniędzy na studenckie stołówki czy zbudowanie nowych akademików. To zresztą po drugiej stronie Odry czy Bałtyku oczywistość.

Ale nauka to nie jedyne wyzwanie rozwojowe. W pokoju jest słoń, o którym nie rozmawiamy.

Co to za zwierzę?

Niskie inwestycje sektora prywatnego. To będzie ograniczało nasz wzrost. Sektor prywatny słabo inwestuje w badania, zajął miejsce w łańcuchu dostaw oparte o niskie koszta pracy w Polsce. Nasza gospodarka tkwi ciągle w pozycji podrzędnej wobec niemieckiej czy francuskiej.

Potrzebujemy własnych silników wzrostu. A do tego potrzeba innego państwa – zdolnego do przeprowadzenia wielkich inwestycji i zarazem dbającego o to, żeby nie doszło do rozpadu na dwa narody – tych, którzy mają i tych, którzy nie. I na tym polega istota mojego sporu ze Sławomirem Mentzenem. Konfederacja wierzy w państwo minimum. Moim zdaniem takie państwo nie ma szansy na trwały rozwój. Nie zbuduje elektrowni jądrowych ani nie przełamie kryzysu demograficznego.

Nasza gospodarka tkwi ciągle w pozycji podrzędnej wobec niemieckiej czy francuskiej

Są trzy drogi lewicy – Adriana Zandberga, Magdaleny Biejat i Pauliny Matysiak? 

Ja widzę dwie drogi – drogę Razem i drogę rządowej Nowej Lewicy. Tym, którzy wybrali rząd Tuska, „sprawdzam” mówi rzeczywistość. Rząd przyjął budżet, który uderza w publiczną ochronę zdrowia. Trwa niszczące dla państwa koryciarsowo. Przez półtora roku rząd nie uruchomił nawet skromnego programu mieszkaniowego. I nie dotrzymał obietnic złożonym kobietom. Zamiast tego słyszymy, że nic się nie dało zrobić, bo prezydentem był Andrzej Duda. Teraz nie będzie się dało, bo został nim Karol Nawrocki. 

No to jak pan to sobie wyobraża? 

Parlament jest od tego, żeby przyjmować ustawy. Andrzej Duda nawet nie miał czego zawetować, jeśli chodzi o liberalizację ustawy antyaborcyjnej. To jest bilans koalicji rządzącej. 

Czytaj więcej

Marcelina Zawisza radzi Giertychowi napić się zimnej wody. Chodzi o wybory

To co się udało Razem przez dziesięć lat obecności w polskiej polityce? 

Mniej niż byśmy chcieli. Ale to, z czego jestem dumni,, to zmiana, jaka za sprawą Razem zaszła w debacie publicznej – w obszarze mieszkalnictwa, usług publicznych, sprawiedliwości podatkowej. Dziesięć lat temu nasze rozwiązania nawet nie byłyby poddane pod dyskusję. Polska scena polityczna rozciągała się pomiędzy różnymi odmianami neoliberalizmu. Ludzie, którzy myśleli inaczej – Ryszard Bugaj, Piotr Ikonowicz czy Karol Modzelewski – zniknęli z bieżącej polityki. Dziś już nie da się twierdzić, że alternatywa nie istnieje. To nie jest wyłącznie nasza zasługa, ale dołożyliśmy do tego swoją cegiełkę. 

Prospołeczne, wolnościowe poglądy mają reprezentację. To prawda, jesteśmy niewielką partią, dystans pomiędzy nami a PiS czy KO jest spory. Ale właśnie rośniemy, i to szybko. Wierzę, że za dwa lata możemy zachwiać duopolem. 

Będzie się panu chciało?

Gdyby mi się nie chciało, to bym nie wystartował w wyborach prezydenckich, tylko grzecznie siedział w klubie Nowej Lewicy i przełykał kolejne gorzkie pigułki Donalda Tuska. Tak byłoby wygodnie. Tylko po co? 

Rozmawiamy w Sejmie, ale za chwilę ruszam dalej w trasę. Bo polityka dzieje się nie tylko w Sejmie. Podczas tej kampanii mówiłem: nie „ja”, tylko „my”. Naprawdę w to wierzę. Zaangażowanie tysięcy ludzi, którzy odzyskali nadzieję, to potężne paliwo. W tej kampanii udowodniliśmy, że da się – bez wielkiej kasy, bez biznesowego zaplecza i dyspozycyjnych mediów. I jedziemy dalej.

Rozmówca

Adrian Zandberg

Doktor nauk humanistycznych, poseł na Sejm IX i X kadencji, współzałożyciel Partii Razem i jej współprzewodniczący od 2022. Był kandydatem partii w wyborach prezydenckich. 

Jaki efekt pan osiągnął, nie prosząc swoich wyborców o poparcie Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze?

Niektórym politykom wydaje się, że są właścicielami tych, którzy na nich zagłosowali. Tak PiS, jak i Platforma Obywatelska uważają, że głosy im się należą. Ja podchodzę do tego inaczej. Szanuję podmiotowość ludzi, którzy na mnie zagłosowali, i ich wybory. Nie zaskoczyły mnie decyzje, które podejmowali – samodzielnie. W tych wyborach widać zresztą społeczną zmianę: w pierwszej turze łączny wynik kandydatów spoza duopolu był rekordowy. Miliony Polaków chcą innego wyboru i szantaż już na nich nie działa. To szansa na to, że do polityki wróci spór o treść.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Sondaż: Czy Donald Tusk powinien być premierem do końca kadencji Sejmu?
Polityka
Prawie „rodzinna delegacja” NIK do Chin. Kto poleciał z Marianem Banasiem?
Polityka
Najnowszy sondaż partyjny. Partia Grzegorza Brauna zmierza do Sejmu
Polityka
Donald Tusk: Pytają mnie „dlaczego pan nie unieważni wyborów”. Musimy być poważni
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Polityka
Nie żyje Piotr Nowina-Konopka. Były poseł i współpracownik Lecha Wałęsy miał 76 lat