Premier Ewa Kopacz walczy o Platformę

Szefowa Platformy nie chce odejść ze stanowiska bez walki. Próbuje ograć swych przeciwników i opóźnić wewnętrzne wybory.

Aktualizacja: 29.10.2015 09:50 Publikacja: 28.10.2015 19:50

Premier Ewa Kopacz walczy o Platformę

Foto: AFP

Po wyborach w zarządzie Platformy ujawniła się silna frakcja przeciwników Ewy Kopacz.

To m.in. politycy, którzy poczuli się pominięci w podziale stanowisk, gdy Donald Tusk wyjechał do Brukseli, tacy jak Radosław Sikorski i Jacek Rostowski. Są w tej grupie także stronnicy Grzegorza Schetyny, choćby Rafał Grupiński i Andrzej Halicki. Są wreszcie regionalni liderzy od lat niechętni Kopacz, np. szefowa świętokrzyskiej PO Marzena Okła-Drewnowicz. Opozycjoniści przystąpili do ataku na panią premier podczas wtorkowego posiedzenia zarządu Platformy. Już wcześniej policzyli siły i wyszło im, że są w stanie zmusić Kopacz do rozpisania wewnętrznych wyborów szefa partii. I rzeczywiście, to im się udało, jako że grono twardych stronników pani premier we władzach Platformy jest nieliczne (prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, wicepremier Tomasz Siemoniak, były minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk, były europoseł Jacek Protasiewicz). Kopacz oznajmiła, że zgadza się na wybory szefa partii. Tuż po pierwszym posiedzeniu Sejmu zaplanowanym na 10 listopada spotka się Rada Krajowa PO, która przyjmie harmonogram wyborów wewnętrznych.

Ale to jak dotąd jedyny sukces buntowników. Bo ich intencją było to, by Kopacz zrezygnowała ze stanowiska i wycofała się na drugi plan. A premier ani myśli rezygnować – oznajmiła, że będzie kandydować w owych przyspieszonych wyborach na szefa Platformy. Co więcej, rzuciła swym oponentom wyzwanie. Publicznie zaproponowała, aby w partii urządzić pełne wybory – od szefów kół poczynając, a na szefie partii kończąc. – Chcemy zaproponować Polakom nową Platformę, a więc będziemy się weryfikować – oświadczyła.

Takie wybory byłyby bardzo niewygodne dla większości szefów regionów, którzy zasiadają jednocześnie w zarządzie partii. Po pierwsze, odwracałyby ich uwagę od rozgrywki o szefostwo Platformy. A po wtóre, kilku z nich mogłoby stracić stanowiska. Według naszych rozmówców podczas posiedzenia zarządu partii taka propozycja pełnych wyborów ze strony Kopacz nie padła. – To jest plan pani premier, ale nie jest powiedziane, że się na niego zgodzimy – mówi nam przedstawiciel wewnętrznej opozycji. – To nowy przewodniczący powinien zdecydować o wyborach terenowych, a nie Ewa Kopacz.

Przeciwnicy pani premier domagają się wyborów szefa partii najpóźniej na przełomie roku. Tymczasem proponowane przez nią rozwiązanie doprowadzi do ich przesunięcia nawet na koniec 2016 r. Dlaczego? Bo najpierw muszą zostać wybrani szefowie partyjnych kół, potem struktur powiatowych i wojewódzkich, a dopiero na końcu – przewodniczący całej partii. To zajmie długie miesiące.

Przeciwnicy Kopacz uważają, że za jej zagrywką stoi Donald Tusk. Granie kolejnością wyborów było jego stałym zwyczajem, gdy kierował Platformą. W zależności od potrzeb albo organizował wybory od dołu do góry (czyli od szefów kół aż po szefa całej partii), albo odwrotnie. Rzeczywiście, Tusk w zdecydowany sposób wsparł Kopacz po porażce. – Mam wysoką ocenę zaangażowania, odwagi i determinacji premier Ewy Kopacz. Często w atmosferze porażki można przesadzać z ocenami – stwierdził. Tuskowi najbardziej zależy, aby partia nie dostała się w ręce Grzegorza Schetyny, który jest najpoważniejszym kandydatem do startu przeciw Kopacz.

Od 2013 r. szef PO wybierany jest przez wszystkich członków partii. Dlatego trudno oszacować, kto ma szanse na wygraną – bo nikt nie bada nastrojów w szeregach pobitej PO. Ale czas gra na korzyść Kopacz. A może i Tuska, bo w partii pojawiają się także plotki, że odsunięcie wyborów wewnętrznych pozwoli mu zdecydować, czy wiosną 2017 r. wrócić do kraju i stanąć na czele PO, czy też do końca 2019 r. pozostać szefem Rady Europejskiej.

Na pewno odwlekające się rozstrzygnięcia wewnątrz PO są na rękę PiS. Platforma w tej chwili jest tak skonfliktowana, że nie nadaje się do objęcia roli głównej partii opozycyjnej. W jej władzach nie ma nawet zgody co do tego, czy Kopacz powinna zostać szefem Klubu Parlamentarnego Platformy w nowym Sejmie.

Po wyborach w zarządzie Platformy ujawniła się silna frakcja przeciwników Ewy Kopacz.

To m.in. politycy, którzy poczuli się pominięci w podziale stanowisk, gdy Donald Tusk wyjechał do Brukseli, tacy jak Radosław Sikorski i Jacek Rostowski. Są w tej grupie także stronnicy Grzegorza Schetyny, choćby Rafał Grupiński i Andrzej Halicki. Są wreszcie regionalni liderzy od lat niechętni Kopacz, np. szefowa świętokrzyskiej PO Marzena Okła-Drewnowicz. Opozycjoniści przystąpili do ataku na panią premier podczas wtorkowego posiedzenia zarządu Platformy. Już wcześniej policzyli siły i wyszło im, że są w stanie zmusić Kopacz do rozpisania wewnętrznych wyborów szefa partii. I rzeczywiście, to im się udało, jako że grono twardych stronników pani premier we władzach Platformy jest nieliczne (prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, wicepremier Tomasz Siemoniak, były minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk, były europoseł Jacek Protasiewicz). Kopacz oznajmiła, że zgadza się na wybory szefa partii. Tuż po pierwszym posiedzeniu Sejmu zaplanowanym na 10 listopada spotka się Rada Krajowa PO, która przyjmie harmonogram wyborów wewnętrznych.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Polityka
Krzysztof Jurgiel wylał żale. Opublikował obszerne opracowanie o klęsce PiS, dostało się Kaczyńskiemu, Sasinowi i Karskiemu
Polityka
PiS coraz bliżej wyboru Nawrockiego, obrady rządu coraz bardziej na żywo
Polityka
Senatorka Lewicy Anna Górska: Alkotubki mogą wprowadzić w Polsce uczciwą politykę alkoholową
Polityka
Włodzimierz Czarzasty: Nie zamierzam kontynuować swojej pracy jako lider Nowej Lewicy