Po wyborach w zarządzie Platformy ujawniła się silna frakcja przeciwników Ewy Kopacz.
To m.in. politycy, którzy poczuli się pominięci w podziale stanowisk, gdy Donald Tusk wyjechał do Brukseli, tacy jak Radosław Sikorski i Jacek Rostowski. Są w tej grupie także stronnicy Grzegorza Schetyny, choćby Rafał Grupiński i Andrzej Halicki. Są wreszcie regionalni liderzy od lat niechętni Kopacz, np. szefowa świętokrzyskiej PO Marzena Okła-Drewnowicz. Opozycjoniści przystąpili do ataku na panią premier podczas wtorkowego posiedzenia zarządu Platformy. Już wcześniej policzyli siły i wyszło im, że są w stanie zmusić Kopacz do rozpisania wewnętrznych wyborów szefa partii. I rzeczywiście, to im się udało, jako że grono twardych stronników pani premier we władzach Platformy jest nieliczne (prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, wicepremier Tomasz Siemoniak, były minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk, były europoseł Jacek Protasiewicz). Kopacz oznajmiła, że zgadza się na wybory szefa partii. Tuż po pierwszym posiedzeniu Sejmu zaplanowanym na 10 listopada spotka się Rada Krajowa PO, która przyjmie harmonogram wyborów wewnętrznych.
Ale to jak dotąd jedyny sukces buntowników. Bo ich intencją było to, by Kopacz zrezygnowała ze stanowiska i wycofała się na drugi plan. A premier ani myśli rezygnować – oznajmiła, że będzie kandydować w owych przyspieszonych wyborach na szefa Platformy. Co więcej, rzuciła swym oponentom wyzwanie. Publicznie zaproponowała, aby w partii urządzić pełne wybory – od szefów kół poczynając, a na szefie partii kończąc. – Chcemy zaproponować Polakom nową Platformę, a więc będziemy się weryfikować – oświadczyła.
Takie wybory byłyby bardzo niewygodne dla większości szefów regionów, którzy zasiadają jednocześnie w zarządzie partii. Po pierwsze, odwracałyby ich uwagę od rozgrywki o szefostwo Platformy. A po wtóre, kilku z nich mogłoby stracić stanowiska. Według naszych rozmówców podczas posiedzenia zarządu partii taka propozycja pełnych wyborów ze strony Kopacz nie padła. – To jest plan pani premier, ale nie jest powiedziane, że się na niego zgodzimy – mówi nam przedstawiciel wewnętrznej opozycji. – To nowy przewodniczący powinien zdecydować o wyborach terenowych, a nie Ewa Kopacz.
Przeciwnicy pani premier domagają się wyborów szefa partii najpóźniej na przełomie roku. Tymczasem proponowane przez nią rozwiązanie doprowadzi do ich przesunięcia nawet na koniec 2016 r. Dlaczego? Bo najpierw muszą zostać wybrani szefowie partyjnych kół, potem struktur powiatowych i wojewódzkich, a dopiero na końcu – przewodniczący całej partii. To zajmie długie miesiące.