Rządowy projekt nowelizacji ustaw, które wprowadzają duże zmiany do administracji rządowej, niespodziewanie wpłynął do Sejmu w środę i został skierowany do pierwszego czytania. Nie był poddany konsultacjom – zawisł na stronie Rządowego Centrum Legislacji w dniu wysłania go do Sejmu i zaskoczył nie tylko 120-tysięczną rzeszę członków korpusu służby cywilnej.
Choć projekt dotyczy „dostosowania struktury administracji rządowej do nowej, zrekonstruowanej Rady Ministrów, będącej odpowiedzią na czasy, z którymi wiążą się wyzwania wywołane Covid-19", nie ma w nim nic o skali zwolnień w administracji, o których rząd mówi od kilku miesięcy.
Kancelaria Premiera porządkuje działy administracji – wyodrębnia dział geologia, która przejmie m.in. koncesjonowanie złóż, NCBR przechodzi pod kuratelę ministra rozwoju, pracy i technologii. Najwięcej kontrowersji budzą zmiany w ustawie o pracownikach państwowych i ustawie o służbie cywilnej.
Pierwsza ma pozwolić premierowi elastycznie zarządzać kadrą urzędniczą – w drodze rozporządzenia ma decydować, w której komórce pracują urzędnicy, druga zmienić pozycję podsekretarza stanu, który zgodnie z nowymi propozycjami rządu ma wejść do kategorii wyższych stanowisk w służbie cywilnej, która jest apolityczna. KPRM przywołuje rozwiązania z Niemiec i Wielkiej Brytanii, gdzie funkcjonują dwa rodzaje sekretarzy stanu – jedni to politycy, drudzy mają status urzędnika państwowego.
Zdaniem Jerzego Siekiery, prezesa Stowarzyszenia Absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, zmiany stworzą sytuację, że w jednym urzędzie równolegle będą dwa „korpusy", co skutkować będzie degradacją służby cywilnej. – „Elastyczne regulowanie polityki zatrudnienia", o którym pisze wnioskodawca w uzasadnieniu, może doprowadzić do obniżenia jakości kadr i upartyjnienia struktur administracji rządowej – wskazuje Siekiera w piśmie do szefów wszystkich klubów parlamentarnych w Sejmie.