Jak pierwsza ujawniła „Rzeczpospolita”, w najbliższym czasie do Paryża i Berlina ma polecieć Donald Tusk. Wizyta premiera, który do tej pory odwiedził tylko stolicę Ukrainy (pomijając udział w szczytach europejskich w Brukseli), ma być spektakularnym sygnałem odrodzenia współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego. Jednak u progu takiej kampanii dyplomatycznej pojawiła się niespodziewana przeszkoda.
Polska z całych sił popiera wykorzystanie rezerw walutowych Rosji zdeponowanych na Zachodzie dla sfinansowania obrony w Ukrainie – przyznają źródła dyplomatyczne w Warszawie.
Czytaj więcej
Donald Trump torpeduje pomoc dla Ukrainy i podważa sens NATO, a Władimir Putin po pokonaniu Kijowa może pójść dalej. Rząd Donalda Tuska widzi ratunek dla Polski: mocniej postawić na sojusz z Francją i Niemcami.
Jednak Niemcy i Francja, podobnie jak Europejski Bank Centralny (EBC), sprzeciwiają się takiej inicjatywie. Obawiają się, że doprowadzi ona do załamania zaufania do systemów finansów międzynarodowych, a nawet upadku euro: we wspólnej walucie swoje aktywa zdeponowało wiele reżimów autorytarnych świata i mogłyby się one obawiać, że je utracą.
– W kwestii ukraińskiej znów stajemy się razem z Francuzami hamulcowymi. Przywiązanie do idei immunitetu państwa, formalnych reguł prawnych wydają się nie do przezwyciężenia w Berlinie nawet u osób, które instynktownie wspierają Ukrainą – mówią źródła dyplomatyczne nad Szprewą.