Jędrzej Bielecki: Dlaczego Polsce pod rządami PiS będzie grozić wyjście z UE?

Jeśli po wyborach partia rządząca utrzyma władzę, doprowadzi do sytuacji, w której sami Polacy dojdą do wniosku, że członkostwo kraju w Unii Europejskiej przestaje być opłacalne.

Publikacja: 11.10.2023 13:15

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: PAP/Paweł Supernak

Mateusz Morawiecki może tylko marzyć o takim poparciu. Jak podaje najnowsze wydanie Eurobarometru, 57 proc. mieszkańców naszego kraju darzy zaufaniem instytucje Unii Europejskiej, podczas gdy zaufanie do rządu deklaruje 31 proc., a do zdominowanego przez Zjednoczoną Prawicę Sejmu - 29 proc. 68 procent chce rozwoju unijnej, wspólnej polityki zagranicznej a 76 procent - Europejskiej Polityki Obronnej. Dla 81 procent Unia jest oazą stabilności w coraz bardziej niebezpiecznym świecie. 

Lata brutalnej, antyunijnej i antyniemieckiej propagandy powiązanych z PiS-em mediów zasadniczo nie osłabiły entuzjazmu Polaków do integracji. Wyjątkiem jest euro, którego chce tylko 44 proc. z nas (46 proc. jest przeciw), podczas gdy wśród krajów należących do unii walutowej 71 proc. opowiada się za utrzymaniem wspólnej waluty. Ale to dobrze znane zjawisko strachu przed nieznanym, które wcześniej było notowane w innych krajach Unii: gdyby w 1999 roku rozpisano w Niemczech referendum w sprawie porzucenia marki, euro nigdy by nie powstało.

Każda partia w Polsce, która otwarcie opowie się za Polexitem, jest więc natychmiast skazana na marginalizację. Z pewnością nie zrobi tego i PiS.

Czytaj więcej

Dariusz Joński: PiS prowadzi samobójczą politykę i dokonuje zdrady stanu

Dalsze rządy PiS w Polsce to ryzyko wyjścia naszego kraju z Unii Europejskiej

A jednak ryzyko Polexitu staje się coraz bardziej realne. A to dlatego, że swoją polityką rząd konsekwentnie spycha nasz kraj na margines Wspólnoty i w pewnym momencie spadnie on do roli członka drugiej kategorii czy w ogóle znajdzie się poza kręgiem integracji.

Najbardziej widoczne jest to na płaszczyźnie finansowej. Za kilka tygodni Węgry powinny dostać zasadniczą część środków z Funduszu Odbudowy. Wówczas Polska będzie jedynym krajem unijnej „27”, który nie korzysta z zasobów tego wartego 750 mld euro pakietu darowizn i kredytów preferencyjnych. To samo wkrótce powtórzy się z wypłatami z wieloletniego (2021-27), „normalnego” budżetu Unii, bo - po raz pierwszy - warunkiem korzystania z niego (poza niektórymi dopłatami, np. do rolnictwa) będzie respektowanie zasad państwa prawa. PiS tak dalece zdemolował wymiar sprawiedliwości (na czele z Trybunałem Konstytucyjnym), że nawet, gdyby chciał ugiąć się pod żądaniami Komisji Europejskiej, nie jest w stanie takiego ustępstwa wprowadzić w życie. Szybko zmierzamy więc do sytuacji, w której Polska staje się płatnikiem netto do budżetu Brukseli. Za pośrednictwem tego budżetu to polscy podatnicy dopłacają do modernizacji autostrad w Niemczech czy farm wiatrowych w Hiszpanii. To układ politycznie nie do utrzymania dla każdego polskiego polskiego rządu, ale w szczególności nacjonalistycznego, populistycznego ugrupowania, które dziś sprawuje władzę w Polsce.

Czytaj więcej

Tusk po wywiadzie Morawieckiego: Głupota jest przyczyną większości nieszczęść

Bardziej subtelna jest marginalizacja naszego kraju w codziennych pracach Rady UE. Jest ona pochodną załamującej się zdolności koalicyjnej naszego kraju. Podważanie zasad demokracji, ale także bezpośrednie ataki na inne kraje Unii (np. politykę migracyjną Emmanuela Macrona), zniechęcają inne stolice do gry z Warszawą. Spektakularnym tego przykładem jest przegłosowanie w tych dniach Polski w sprawie polityki migracyjnej i przeforsowanie zasady obowiązkowego podziału uchodźców między państwa członkowskie, choć w symbolicznej skali. Unijne procedury są na to tyle złożone, że Morawiecki może przez jakiś czas to ukrywać przed opinią publiczną w kraju. Właśnie mieliśmy tego przykład na zakończenie szczytu w Granadzie, gdzie premier ogłosił, że „zawetował” zasadę redystrybucji migrantów. Tyle, że już na tym etapie klamka zapadła a szef rządu zablokować mógł tylko przyjęcie deklaracji przywódców po spotkaniu w Andaluzji, ruch formalnie bez znaczenia. 

Berlin jest gotowy przystać na tradycyjną francuską ideę Europy wielu prędkości, byle uniknąć paraliżu Wspólnoty

Europa dwóch prędkości, Polska na marginesie UE?

W latach poprzedzających Brexit Wielka Brytania była tym krajem Unii, który był najczęściej przegłosowywany w Radzie UE. To wytworzyło u Brytyjczyków poczucie alienacji i miało istotny wpływ na wynik referendum rozwodowego latem 2016 roku. 

Czytaj więcej

KE bliska porozumienia z Węgrami. Polska jedynym krajem bez miliardów z UE?

W przypadku Polski takie wrażenie może zwielokrotnić dogłębna reforma Wspólnoty, która nabiera teraz rozpędu. Chodzi o przygotowanie unijnych instytucji tak do przyjęcia nawet dziewięciu nowych członków, jak i powrotu w przyszłym roku Donalda Trumpa do Białego Domu i zasadniczego osłabienia więzi transatlantyckich w czasach, gdy wojna na wielką skalę ponownie zawitała do Europy.

Po raz pierwszy od przyjęcia Polski do Unii blisko 20 lat temu, sytuacja na świecie jest na tyle poważna, że Berlin jest gotowy przystać na tradycyjną francuską ideę Europy wielu prędkości, byle uniknąć paraliżu Wspólnoty. O tym powiedziały „Rz” wysokie rangą źródła dyplomatyczne w niemieckiej stolicy. Takiego ruchu polski rząd zablokować by nie mógł, bo inicjatywa zostałaby podjęta poza unijnymi traktami, przez wybraną grupę krajów Wspólnoty. Ich celem byłoby w szczególności zniesienie prawa weta przy podejmowaniu decyzji w sprawach zagranicznych i podatkowych przez Radę UE. Reforma miałaby jednak także umocnić ochronę rządów prawa poprzez zmianę procedury art. 7 Traktatu. I tu kwalifikowana większość (4/5) państw członkowskich mogłaby odebrać prawo głosu w Radzie UE rządowi, który łamie reguły demokracji. Wzajemne zabezpieczanie się przez Polskę i Węgry przestałoby być możliwe.

Czy pozostająca bez wpływu na decyzje Unii, dopłacająca do jej funkcjonowania i izolowana przez inne kraj członkowskie Polska nadal chciałaby pozostać we Wspólnocie? Negatywna odpowiedź staje się w takim układzie całkiem realna. 

Mateusz Morawiecki może tylko marzyć o takim poparciu. Jak podaje najnowsze wydanie Eurobarometru, 57 proc. mieszkańców naszego kraju darzy zaufaniem instytucje Unii Europejskiej, podczas gdy zaufanie do rządu deklaruje 31 proc., a do zdominowanego przez Zjednoczoną Prawicę Sejmu - 29 proc. 68 procent chce rozwoju unijnej, wspólnej polityki zagranicznej a 76 procent - Europejskiej Polityki Obronnej. Dla 81 procent Unia jest oazą stabilności w coraz bardziej niebezpiecznym świecie. 

Lata brutalnej, antyunijnej i antyniemieckiej propagandy powiązanych z PiS-em mediów zasadniczo nie osłabiły entuzjazmu Polaków do integracji. Wyjątkiem jest euro, którego chce tylko 44 proc. z nas (46 proc. jest przeciw), podczas gdy wśród krajów należących do unii walutowej 71 proc. opowiada się za utrzymaniem wspólnej waluty. Ale to dobrze znane zjawisko strachu przed nieznanym, które wcześniej było notowane w innych krajach Unii: gdyby w 1999 roku rozpisano w Niemczech referendum w sprawie porzucenia marki, euro nigdy by nie powstało.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Premier Hiszpanii podjął decyzję w sprawie swojej przyszłości
Polityka
PE zachęca młodych do głosowania. „Demokracja nie jest dana na zawsze”
Polityka
Wywiad USA: Władimir Putin raczej nie zlecił zabicia Aleksieja Nawalnego
Polityka
Gruzini wyszli na ulice. Protesty przeciwko ustawie o „zagranicznych agentach”
Polityka
Premier Włoch wystartuje w wyborach do europarlamentu. Ale mandatu nie przyjmie
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?