Ukraiński politolog: Duda obraża Ukrainę

Działania rządu polskiego pomagają Rosji w osiągnięciu jej celów – mówi Witalij Portnikow, ukraiński politolog i publicysta.

Aktualizacja: 22.09.2023 06:45 Publikacja: 21.09.2023 03:00

Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski

Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski

Foto: PAP/EPA

Jak pan ocenia obecny stan relacji polsko-ukraińskich?

Nie jestem zachwycony tym, co się dzieje. Myślę, że wojna ekonomiczna najmniej jest potrzebna Ukrainie w warunkach trwającej wojny z Rosją, która zagraża naszemu wspólnemu bezpieczeństwu. Nie chciałbym, by przywódcy innych państw sięgali po retorykę, która przypomina retorykę byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Do takiej retoryki mogę porównać wypowiedź prezydenta Polski Andrzeja Dudy, który porównał Ukrainę do tonącego, który może pociągnąć za sobą na dno. Bardzo liczę na to, że te słowa padły pod wpływem emocji. Ukraina nie tonie z własnej woli. Problemy naszego bezpieczeństwa i gospodarki wywołane są agresją Rosji. W Warszawie wielokrotnie mówili, że w razie klęski Ukrainy następną ofiarą reżimu rosyjskiego może stać się Polska. Czy polscy politycy tak naprawdę myślą inaczej? Wówczas, gdyby Ukraina odniosła klęskę, tonęłaby już Polska, którą inne kraje musiałyby ratować. Odstawmy na bok retorykę o wielkiej pomocy i wyjątkowości naszych relacji, bo Rosja zawsze mówiła o tym, jak mocno pomaga Ukrainie i jak wyjątkowe są nasze relacje. Konflikty pomiędzy państwami sąsiednimi powinny być rozwiązywane w sposób cywilizowany. Dostawy ukraińskich zbóż do Europy odbywają się za zgodą Komisji Europejskiej i na podstawie licznych porozumień, które z Ukrainą były podpisane za zgodą również państw Europy Środkowej. Mam na myśli chociażby umowę stowarzyszeniową. Po co to podpisywali, jeżeli, jak się okazuje, wykonanie tych umów godzi w narodowe interesy Polski? Ukraina poszła na kompromis, by kraje sąsiednie miały czas przygotować swoje rynki do importu ukraińskiego zboża.

Czytaj więcej

Andrzej Duda o sporze z Ukrainą o zboże: Przykre, że Ukraińcy tego nie rozumieją

Mówi pan o retoryce, ale prezydent Wołodymyr Zełenski mówił w ONZ o niektórych państwach Europy, które „pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora”. A wcześniej premier Ukrainy Denys Szmyhal postawił w jednym szeregu agresję Rosji z zakazem przez Polskę importu zboża. Czy pan nie uważa, że takie wypowiedzi obrażają wielu Polaków, którzy bezinteresownie pomagali Ukraińcom po wybuchu wojny?

Zdaje sprawę z tego, że Polacy się obrażają. Ale premier Mateusz Morawiecki o tym, że Polska przedłuży zakaz importu zboża z Ukrainy, powiedział dzień po tym, jak Rosja wycofała się z umowy zbożowej. Nie sugeruję, że rząd polski uzgadniał to z Rosją. Ale nie można nie zauważać tego, że to wpisuje się w politykę Rosji, którą niszczy naszą gospodarkę rolną. Można się obrażać albo nie, ale takie są fakty. Działania rządu polskiego pomagają Rosji w osiągnięciu jej celów. I Polska może w nieskończoność mówić o tym, jak mocno pomogła Ukrainie. Pomagając nam, Polska pomogła też sobie, bo zwiększyło się znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. Warszawa dzięki temu poprawiła też swoje relacje z USA, które nie były najlepsze po ostatnich amerykańskich wyborach prezydenckich. Gdyby nie rosyjska agresja, nie byłby nam potrzebny polski, węgierski czy słowacki rynek. Nasi sąsiedzi doskonale o tym wiedzą. Chyba że chcą doprowadzić do zniszczenia naszego rolnictwa, pozbywając się konkurenta w przyszłości w ramach UE? Jeżeli tak jest, to odpowiada to celom prezydenta Rosji. Czy to nie jest jasne?

Czytaj więcej

Morawiecki mówi o "trudnych relacjach z Ukrainą". "Nie przekazujemy już uzbrojenia"

Polski rząd dba przede wszystkim o interesy polskich rolników. Problem dotyczy dużej grupy społecznej. Czy to nie jest jasne dla władz w Kijowie?

Słyszałem te argumenty. Gdyby rząd polski był prawdziwym sojusznikiem Ukrainy i myślał o przyszłości, to polski premier powiedziałby swoim rolnikom to samo, co powiedział swoim rolnikom premier Bułgarii. Przypomniał im, że swój dobrobyt zawdzięczają pomocy z UE. Gdyby nie członkostwo Polski w UE i nie te hojne wieloletnie dotacje, większość polskich rolników nie miałaby tych gospodarstw rolnych.

Czytaj więcej

Taras Kaczka: Pozew do WTO nie jest przeciwko Polsce

Bułgarscy rolnicy zablokowali najważniejsze drogi w kraju, a tamtejszy rząd już zaczyna spełniać ich postulaty.

To prawda. Są do tego zmuszeni i doskonale to rozumiemy.

Po co więc polski rząd miałby uderzać we własnych rolników, prowokując destabilizację sytuacji w kraju?

Albo polski rząd myśli o jakiejś wspólnej strategii bezpieczeństwa, myślimy o naszej przeszłości i walce z Rosją, albo rządzący obecnie w Warszawie powinni przyznać, że chcą utrzymać władzę i każdym kosztem wygrać wybory parlamentarne, doprowadzając nawet do katastrofalnych skutków dla Polski. Ukraina nie miałaby żadnych pytań, gdyby liderzy Prawa i Sprawiedliwości uczciwie mówili swoim rodakom, o co tak naprawdę chodzi, a nie zajmowali się demagogią. Prezydent Duda, który dzisiaj porównuje Ukrainę z tonącym i w ten sposób obraża Ukrainę i naród ukraiński, podczas ostatniej wizyty w Kijowie, stojąc obok prezydenta Zełenskiego, publicznie mówił, że Polska jest gotowa do zniesienia ograniczeń po 15 września i przygotowuje do tego swój rynek rolny (chodzi o konferencję prasową prezydentów w Kijowie 28 czerwca – red.). Jeżeli to była nieprawda, to po co kłamał prosto w oczy prezydentowi Ukrainy, stojąc przed dziesiątkami dziennikarzy? Dlatego rząd ukraiński niczego nadzwyczajnego się nie domaga. Sprzedaż zboża nie jest przestępstwem, tak działa wolny rynek.

Czy Ukraina, walcząc o pionka, nie ryzykuje stracić w relacjach z Polską w sprawach o wiele ważniejszych? W rządzie polskim już sugerują, że wsparcie dla przebywających w Polsce Ukraińców może znacznie się zmniejszyć.

Jeżeli nasz rząd będzie dawał się szantażować państwom sąsiednim, to nie rozumiem wtedy, o co tak naprawdę walczymy. Walczymy o to, by być państwem suwerennym i prowadzić suwerenną politykę. Rządzący w Polsce zachowują się tak samo jak rządzący w Rosji, którzy niegdyś Ukraińcom odłączali gaz, by zmusić rząd w Kijowie do pewnych ustępstw. Zachowując się w ten sposób, kompromitują Polskę w oczach Ukraińców i zachodnich sojuszników Polski. Takie zachowanie rządzących w Warszawie doprowadzi do tego, że gdy zostaniemy członkami NATO i UE, naszymi politycznymi sąsiadami będą nie państwa Europy Środkowej, lecz państwa Europy Zachodniej. I Polska z najważniejszego gracza w regionie przekształci się w kraj tranzytowy, przez który mieszkańcy Kijowa, Paryża czy Berlina będą jedynie przejeżdżać z zamkniętymi oczami.

Czytaj więcej

Zełenski: Niektórzy z naszych przyjaciół bawią się solidarnością w teatrze politycznym

Naprawdę pan myśli, że Francji czy Niemcom bardziej zależy na europejskiej demokratycznej Ukrainie niż Polsce?

Myślę, że nasi partnerzy w Niemczech czy Francji przynajmniej będą przestrzegać zawartych porozumień. Mówienie o tym, komu na kim bardziej zależy pochodzi z rosyjskiej frazeologii politycznej.

To dlaczego w Kijowie przez lata powtarzano, że Polska jest adwokatem Ukrainy w Europie?

Przepraszam, to Polska nazywała siebie adwokatem Ukrainy w Europie. Jeszcze w 2014 roku mówiłem, że trzeba rezygnować z takich sformułowań. Nie potrzebujemy adwokatów czy starszych braci, lecz równoprawnych partnerów. I bardzo liczę na to, że nasi sąsiedzi będą szanować porozumienia i nie będą wpadać w histerię, gdy będziemy ich pozywać do sądu. Nikogo nie obrażamy i nie porównujemy do tonących. Nie zachowujcie się tak, jak zachowywał się Gazprom, rozwiązujcie konflikty na drodze prawnej. Przypominam, że Jarosław Kaczyński jeździł na Euromajdan do Kijowa w 2013 roku, na którym Ukraińcy walczyli o umowę stowarzyszeniową z UE, a ta z kolei pozwala nam na eksport zboża do Polski. Jeżeli zdawał sobie z tego sprawę, to co robił w Kijowie?

Czytaj więcej

Ambasador Ukrainy w Polsce pilnie wezwany do MSZ. Chodzi o słowa Zełenskiego

Sławomir Mentzen ostatnio stwierdził, że jeżeli Ukraina chce wprowadzić zakaz wwozu polskich owoców i warzyw, to należy ją zapytać, co myśli o polskim zakazie wywozu broni i amunicji do Ukrainy. Jest jednym z liderów Konfederacji, trzeciej siły politycznej w Polsce. Czy w Kijowie liczą się z tym, że prowadzenie wojny o zboże z Polską będzie tylko wzmacniało takie głosy?

Nie zaprzeczam. Ale to nie my doprowadziliśmy do eskalacji naszych relacji. Zrobił to polski rząd, który chce pozyskać głosy wyborców Konfederacji. To nie jest kwestia naszej odpowiedzialności politycznej. Chodzi o to, że pewni demagodzy w Polsce stawiają kwestię swojego politycznego przeżycia ponad interesy własnego państwa. Nie będę polemizował ze Sławomirem Mentzenem. Jeżeli tranzyt przez Polskę zostanie zablokowany i Ukraina przegra wojnę, a Rosja odtworzy Związek Radziecki, to Polacy prędzej czy później padną ofiarą wojny nuklearnej pomiędzy Rosją a NATO. Pamiętajcie, że pomagając Ukrainie, tak naprawdę pomagacie swoim dzieciom, by miały szansę na pokój. Bo jeśli NATO nie zda egzaminu w obecnie trwającej konfrontacji z Rosją, Polacy znajdą się w najgorszej sytuacji, nie Hiszpanie czy Portugalczycy.

Jak obecne napięcie w wydawałoby się tak technicznej sprawie jak zboże ma się do tych wszystkich geopolitycznych sojuszy, takich jak np. Trójkąt Lubelski?

Od początku mówiłem, że nie ma żadnych sojuszy, trójkątów czy pięciokątów. Jest jedynie nasza wspólna przyszłość w ramach Unii Europejskiej i NATO.

Jak pan ocenia obecny stan relacji polsko-ukraińskich?

Nie jestem zachwycony tym, co się dzieje. Myślę, że wojna ekonomiczna najmniej jest potrzebna Ukrainie w warunkach trwającej wojny z Rosją, która zagraża naszemu wspólnemu bezpieczeństwu. Nie chciałbym, by przywódcy innych państw sięgali po retorykę, która przypomina retorykę byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Do takiej retoryki mogę porównać wypowiedź prezydenta Polski Andrzeja Dudy, który porównał Ukrainę do tonącego, który może pociągnąć za sobą na dno. Bardzo liczę na to, że te słowa padły pod wpływem emocji. Ukraina nie tonie z własnej woli. Problemy naszego bezpieczeństwa i gospodarki wywołane są agresją Rosji. W Warszawie wielokrotnie mówili, że w razie klęski Ukrainy następną ofiarą reżimu rosyjskiego może stać się Polska. Czy polscy politycy tak naprawdę myślą inaczej? Wówczas, gdyby Ukraina odniosła klęskę, tonęłaby już Polska, którą inne kraje musiałyby ratować. Odstawmy na bok retorykę o wielkiej pomocy i wyjątkowości naszych relacji, bo Rosja zawsze mówiła o tym, jak mocno pomaga Ukrainie i jak wyjątkowe są nasze relacje. Konflikty pomiędzy państwami sąsiednimi powinny być rozwiązywane w sposób cywilizowany. Dostawy ukraińskich zbóż do Europy odbywają się za zgodą Komisji Europejskiej i na podstawie licznych porozumień, które z Ukrainą były podpisane za zgodą również państw Europy Środkowej. Mam na myśli chociażby umowę stowarzyszeniową. Po co to podpisywali, jeżeli, jak się okazuje, wykonanie tych umów godzi w narodowe interesy Polski? Ukraina poszła na kompromis, by kraje sąsiednie miały czas przygotować swoje rynki do importu ukraińskiego zboża.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kuwejt. Emir rozwiązał parlament i zawiesił niektóre artykuły konstytucji
Polityka
Autonomia Palestyńska o krok bliżej do członkostwa w ONZ? Zgromadzenie Ogólne przyjęło rezolucję
Polityka
Sondaż instytutu Pew. Demokraci kochają NATO, Republikanie znacznie mniej
Polityka
Zmiana premiera w Rosji bez zmiany premiera
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Polityka
Wybory na Litwie. Nausėda szykuje się do drugiej kadencji