W niedzielę doszło do niebezpiecznego incydentu, w którym samolot patrolowy polskiej Straży Granicznej, biorący udział w misji Frontexu w Rumunii, został przechwycony nad obszarem wód międzynarodowych przez rosyjski myśliwiec Su-35. Do polskiego samolotu Turbolet L-410 trzy razy zbliżył się rosyjski myśliwiec, który wykonał agresywne i niebezpieczne manewry. Polska załoga utraciła chwilowo kontrolę nad samolotem i straciła wysokość.

Jak ocenił w Polskim Radiu 24 Tomasz Siemoniak, były szef MON i poseł PO, „mieliśmy do czynienia z prowokowaniem napięcia”. - Rosjanie od lat, jeszcze przed 2014 rokiem, podobnie się zachowywali. Nad Morzem Bałtyckim latali w kierunku Szwecji i mieli wyłączone transpondery, co zagrażało ruchowi pasażerskiemu - powiedział. - Z agresji Rosja uczyniła jedną z metod działania. Państwo pokojowe w ten sposób nie postępuje. Nie prowokuje sytuacji, które mogą wywołać wzrost napięcia i zagrażają ludziom. W samolocie byli funkcjonariusze SG, wykonywali swoje zadania. Nie ma powodów, aby znajdowali się w sytuacji zagrożenia - dodał. 

Czytaj więcej

Wiceszef MSZ o przechwyceniu polskiego samolotu: Rosja państwem terrorystycznym

Ze względu na sprawę pojawiły się głosy, by zerwać stosunki dyplomatyczne z Rosją bądź obniżyć ich rangę. - Patrzmy w tym na interes Polski. Słusznie oburza atakowanie polskiego ambasadora w Moskwie lub zachowanie ambasadora Rosji w Warszawie - stwierdził Siemoniak. - Należymy do UE i takie kwestie powinniśmy uzgadniać na poziomie unijnym. Wszyscy albo nikt. Poza tym spotkałoby się to z odpowiedzią władz Rosji. Pamiętajmy, że w Rosji przebywa wielu Polaków i obecność ambasadora oraz służb konsularnych jest ważna - dodał.