Francuski prezydent zawsze uważał, że z Borisem Johnsonem układać się nie da, bo jako zakładnik skrajnego, antyunijnego skrzydła Partii Konserwatywnej nie jest wiarygodny. Po tym, jak premier wysłał dwa okręty marynarki wojennej, aby chronić brytyjskie wody przybrzeżne przed francuskimi rybakami, i rzucił pod adresem Francuzów apel „donnez-moi un break” (dajcie mi spokój), zaufanie między oboma krajami wyparowało. I nie odrodziło się za krótkich rządów Liz Truss, która przyznała, że pozostaje „sprawą otwartą”, czy Francja jest sojusznikiem królestwa, czy jednak nie.