Reklama

Kamil Sikora: Polityka wojny

To nieprawda, że najbliższe wybory będą najważniejsze od 1989 r.

Publikacja: 11.01.2023 03:00

Kamil Sikora: Polityka wojny

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

W Brazylii, dwa lata po wydarzeniach na amerykańskim Kapitolu, ponownie byliśmy świadkami scen, które w demokracji nie mają prawa mieć miejsca. Które państwo będzie następne? Kto nie poradzi sobie z akceptacją wyników wyborów? Niestety, sporo może wskazywać na Polskę. Już pierwsze dni nowego roku pokazują, że w tegorocznej kampanii nikt nie będzie brał jeńców.

Demokracja to system, w którym de facto nie ma wygranych i przegranych. Zmiana władzy powinna dziać się naturalnie, bez większych emocji. Przegrana nie oznacza anihilacji – dostaliśmy się do parlamentu, tworzymy prawo, decydujemy o życiu milionów osób, jesteśmy konstruktywną opozycją. Zwycięzców będą rozliczać wyborcy przy kolejnych wyborach za realizację programu wyborczego. Tyle teorii.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Władzy oddać nie muszą

W praktyce bardzo często dochodzi do wynaturzeń i prób obejścia systemu, znalezienia furtek, które pozwalają na zwiększenie swoich szans przy urnie wyborczej. Odpowiednie zmiany w kodeksie wyborczym, manipulowanie granicami okręgów wyborczych, odpowiednia narracja i propaganda sączone przez media, coraz to ostrzejszy język wykorzystywany przez polityków, wskazujący, że zwycięstwo tych drugich oznacza koniec świata, utratę niepodległości i apokalipsę w jednym. W ten sposób demokracja przestaje być narzędziem rozumu, a staje się narzędziem szaleńców.

Patrząc na polski krajobraz, polityka wydaje się wręcz grą o sumie zerowej. Wygrywasz albo przegrywasz, nie ma niczego pośrodku. Zwycięzca bierze wszystko i nie ma miejsca na kompromisy. Idziemy o krok dalej, niż chciał niemiecki teoretyk prawa Carl Schmitt. Polityka nie jest już jasnym podziałem na przyjaciela i wroga, determinującym nasze wybory polityczne – jawi się jako gra o to, aby tego wroga się pozbyć.

Reklama
Reklama

Emocje stają się podstawą działania politycznego. Nie ma miejsca na merytoryczną debatę, jest miejsce na oskarżenia o zamach stanu, zdradę narodową, szpiegostwo etc. Nie ma programów wyborczych, są seanse (niemalże) nienawiści i rozmowy w piaskownicy, z ogórkami w ręku. Debata zostaje zastąpiona tępą młócką, gdzie wcale nie chodzi o znalezienie konsensusu i wypracowania najlepszego z możliwych rozwiązań. Chodzi o słynne „przejechanie prętem po klatkach”, wzmożenie publiki i żerowanie na tych, bardzo często, prymitywnych emocjach, a w końcu o dehumanizację swoich wrogów. I to wrogów nie na poziomie narracji, ale z krwi i kości.

W tej rozgrywce jednak przegrywają wszyscy. Pewnie nieraz jeszcze usłyszymy, że najbliższe wybory parlamentarne będą tymi najważniejszymi od 1989 r. Tyle że to nie jest prawda. Polityka nie może stać się kwestią życia i śmierci. Szczególnie w sytuacji, kiedy jej główni aktorzy nie dorastają do takich wyzwań. „Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami” – pisał Carl von Clausewitz. Niestety, można odnieść wrażenie, że dla części polityków polityka już jest wojną.

Autor jest politologiem i publicystą, pracownikiem UJ

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Polityka
„Rzecz w tym”: Jakie podziały naprawdę rządzą polską polityką?
Polityka
Włodzimierz Czarzasty zdecydował, który wicemarszałek Sejmu jest najważniejszy
Polityka
Nowy sondaż: Najwięcej zyskuje PiS, katastrofa PSL i Polski 2050
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Polityka
Polska 2050 wybierze nowego przewodniczącego. Zawalczy siedmiu kandydatów
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama