Niekończący się niemiecki spór o atom. Racjonalność przegrywa z ideologią

Zdrowy rozsądek nakazuje przedłużenie funkcjonowania elektrowni atomowych. Racjonalność w tej sprawie przegrywa jednak często z ideologią.

Publikacja: 14.10.2022 03:00

Elektrownia jądrowa Isar w Bawarii (na zdjęciu) wykorzystuje reaktor PWR o mocy 1410 MW netto, który

Elektrownia jądrowa Isar w Bawarii (na zdjęciu) wykorzystuje reaktor PWR o mocy 1410 MW netto, który ma zostać zamknięty 31 grudnia 2022.

Foto: CHRISTOF STACHE / AFP

W rządzie Olafa Scholza trwa poważny spór, co począć z działającymi jeszcze elektrowniami. Zaspokajają 6–7 proc. całościowego zapotrzebowania na energię. W normalnych warunkach to niewiele, ale w sytuacji kryzysowej nawet taka ilość może mieć kluczowe znaczenie.

Za pożegnaniem z energią jądrową zawsze byli Zieloni. Złagodzili ostatnio stanowisko, ale jest to korekta kosmetyczna. Proponują, aby z końcem roku wyłączyć dwie z trzech działających jeszcze elektrowni, ale ich nie likwidować i nie wygaszać reaktorów. Mogłyby w razie czego zasilić sieć energetyczną w celach stabilizacji dostaw. Trzecia siłownia miałaby zaś działać do kwietnia przyszłego roku. Wymagałoby to zmiany obowiązującej ustawy nakazującej wyłączenie wszystkich elektrowni do końca tego roku.

Większość Niemców opowiada się w sondażach za przedłużeniem działania elektrowni jądrowych

Kategoryczny sprzeciw wobec takich planów zgłasza liberalne FDP, partner koalicyjny SPD i Zielonych. Jej szef Christian Lindner, minister finansów, domaga się przedłużenia działania wszystkich trzech siłowni co najmniej do wiosny 2024 roku. Dla Zielonych taka propozycja jest nie do przyjęcia.

Kanclerz Scholz lawiruje, starając się doprowadzić do kompromisu. Nie jest jasne, jak miałby wyglądać. Jeszcze latem tego roku był zwolennikiem trzymania się umowy koalicyjnej i ostatecznego wycofania się Niemiec z energii nuklearnej z końcem tego roku. Obecnie zapowiada, że impas wewnątrz rządu zostanie wkrótce przezwyciężony i ustalone zostaną warunki pożegnania z atomem.

Większość obywateli RFN nie rozumie rozterek rządu i jest za przedłużeniem działania elektrowni. Dwie trzecie respondentów sondażu Civey dla „Spiegla” chce przedłużenia o pięć lat, a 41 proc. opowiada się nawet za budową nowych elektrowni jądrowych.

Dla Zielonych walka z atomem jest mitem założycielskim

prof. Thomas Pogundtke

Bezsensowna w obecnej rzeczywistości dyskusja toczy się nadal jedynie z winy Zielonych, którzy nie są gotowi do korekty swej ideologii. I to w warunkach zbliżającej się zimy, zmniejszenia dostaw ciepła do mieszkań i możliwych ograniczeń w zaopatrzeniu w energię elektryczną.

– Trudno oczekiwać od Zielonych zmiany polityki w sytuacji, gdy walka z atomem jest mitem założycielskim tego ugrupowania z lat 70.–80. ubiegłego wieku. Wielu z ich wyborców pamięta tamte czasy i nie akceptuje odstępstwa od ustalonej linii politycznej – mówi „Rz” prof. Thomas Pogundtke, politolog z uniwersytetu im. Heinricha Heine w Düsseldorfie. Jego zdaniem Zieloni obawiają się też, że za planami przedłużenia działalności nie kryją się dążenia powrotu do renesansu energetyki jądrowej. Tym bardziej że UE zaakceptowała rolę energii nuklearnej w procesie transformacji energetycznej.

Do tego sprowadza się stanowisko FDP, która poniosła porażką w niedawnych wyborach do landtagu Dolnej Saksonii i nie zdołała pokonać progu wyborczego. Opowiada się tym bardziej po stronie niemieckiego przemysłu przerażonego perspektywą niedoborów w dostawach energii i opowiadającego się za energią atomową.

Jej zwolennicy w Niemczech argumentują, że po wyłączeniu spornych elektrowni powstanie luka w produkcji prądu i do jej zastąpienia konieczne będzie wykorzystanie węgla, gdyż na gaz nie ma co liczyć, a dodatkowa energia ze źródeł odnawialnych jest problematyczna. Po ich stronie opowiedziała się właśnie sławna aktywistka klimatyczna Szwedka Greta Thunberg, uznając, że atom jest lepszy od węgla. Jest to sensacja, którą żyją niemieckie media. Przeciwnicy atomu powołują się na techniczne trudności z przedłużeniem funkcjonowania elektrowni. Argumentują też, że wytwarzaniu elektryczności z atomu nie towarzyszy produkcja ciepła.

W rządzie Olafa Scholza trwa poważny spór, co począć z działającymi jeszcze elektrowniami. Zaspokajają 6–7 proc. całościowego zapotrzebowania na energię. W normalnych warunkach to niewiele, ale w sytuacji kryzysowej nawet taka ilość może mieć kluczowe znaczenie.

Za pożegnaniem z energią jądrową zawsze byli Zieloni. Złagodzili ostatnio stanowisko, ale jest to korekta kosmetyczna. Proponują, aby z końcem roku wyłączyć dwie z trzech działających jeszcze elektrowni, ale ich nie likwidować i nie wygaszać reaktorów. Mogłyby w razie czego zasilić sieć energetyczną w celach stabilizacji dostaw. Trzecia siłownia miałaby zaś działać do kwietnia przyszłego roku. Wymagałoby to zmiany obowiązującej ustawy nakazującej wyłączenie wszystkich elektrowni do końca tego roku.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę