Ale jeżeli to nie minister finansów będzie decydowała, tylko premier i dysponenci polityczni, czyli Nowogrodzka, to wtedy nie ma perspektyw opanowania czy nawet wyhamowania inflacji. Nawet jak ceny ropy, gazu wyhamują albo nawet lekko spadną, to nie będzie to miało automatycznego przełożenia na osłabienie inflacji w Polsce.
Co pan by zrobił, gdyby był premierem, żeby te ceny za energię, benzynę spadły? Czy scenariusz 10 zł za benzynę jest realny?
Nie wiem, czy jest realny. Nie chciałbym tutaj spekulować. Natomiast zachęciłbym Narodowy Bank Polski do szybkiej i znaczącej emisji obligacji antyinflacyjnych, czyli takich, które by z rynku ściągały nadmierną ilość pieniądza. I powiedziałbym obywatelom: niestety, mamy sytuację podbramkową, gospodarka jest w stanie nierównowagi i musimy nacisnąć hamulec wydatkowy. Ale oczywiście, zdaję sobie sprawę, że to byłoby przyznanie się do pewnego bankructwa polityki gospodarczej tego rządu.
Czy w takim razie rząd stać na 500+ dla wszystkich?
Rząd? Raczej czy nas stać! No nie stać oczywiście. Możemy wszystko obiecać, możemy nawet pieniądze dać, tylko efektem jest wprowadzenie tego bolesnego podatku inflacyjnego. Bo przecież inflacja to jest podatek – dla nas wszystkich i na wszystko, co mamy.
Pojawiają się informacje o tym, że ma dojść do waloryzacji 500+. A może to 500+ powinno zostać zniesione albo zamienione na pomoc dla najbardziej potrzebujących?
Raczej to drugie, ale polityczna kalkulacja Prawa i Sprawiedliwości idzie w kierunku dolewania oliwy do ognia. Przypomnę słynne, a właśnie niesławne powiedzenie minister Marleny Maląg: „naszą odpowiedzią na inflację jest 14. emerytura”. Zaraz po niej pojawiły się memy z alkoholikiem mówiącym: „moją odpowiedzią na alkoholizm jest kolejne pół litra”. To dokładnie odzwierciedla istotę tej polityki gospodarczej.
Ale stać nas na dalsze takie dosypywanie? Bo jednak rząd mówi o kolejnych programach społecznych przed wyborami. Możemy sobie na to pozwolić?
Z punktu widzenia roztropności ekonomicznej oczywiście, że nie. W tej chwili należałoby te programy wydatkowe przykroić. Naturalnie, zdajemy sobie sprawę, że dla osób o najniższych dochodach trudno jest takiej operacji dokonywać. Ale pieniądze zawsze można wydać. Jak się okazuje, państwo może to zrobić, tylko efektem jest inflacja, która zaczyna podkopywać fundamenty gospodarki. Efekt jest taki, że inflacja jest już właściwie poza kontrolą, a koszty jej opanowania – a będzie trzeba ją opanować, bo inaczej gospodarka nam po prostu stanie w pewnym momencie albo się zupełnie zdestabilizuje – będą znaczące.
Przeżyłem podobną sytuację w 2001 roku, kiedy Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się walczyć z inflacją. I rzeczywiście, z ponad 10 proc. zeszliśmy do 2 proc., ale bezrobocie osiągnęło poziom 20 proc. Nie chcę przewidywać, że dzisiaj takie bezrobocie będzie, ale wyobraźmy sobie, że będzie 10 proc. To już katastrofa.
Czy to jest dobry czas na debatę o przyjęciu euro w Polsce?
Tak. Warto w sposób wyważony spojrzeć na to, jakie są ewentualne korzyści i ewentualne problemy z wprowadzeniem euro w Polsce. Dyskutować należy w sposób bardzo merytoryczny, a nie emocjonalny. Przecież PiS nie chce wprowadzenia euro z powodów fundamentalnych – bo wejście do eurostrefy oznacza w gruncie rzeczy zgodę na dalsze pogłębienie integracji europejskiej, a tego rząd PiS-u nie chce. Po drugie, w tej chwili jesteśmy dosyć daleko od spełnienia kryteriów wejścia do strefy.
Czy w związku z kryzysem i inflacją powinien być zniesiony podatek Belki, który w 2002 miał być rozwiązaniem tymczasowym, a w tym roku obchodzi jubileusz?
To jest pytanie nie do mnie, tylko do kolejnych premierów i kolejnych ministrów finansów. Poza tym jak ja wprowadzałem ten podatek, to nie mówiłem, że jest to podatek tymczasowy.
Uważałem, że to jest na stałe. To jest podatek, który istnieje w większości krajów, w większości systemów podatkowych, tylko że w znacznie bardziej dolegliwej formie. Nigdy nie myślałem, że to jest podatek wprowadzony na rok, dwa czy na jakikolwiek termin. Jest to podatek, który powinien istnieć. Ale jeżeli uważamy, że nie, to zgłoście się do premiera, a nie do mnie.
Czyli nie czas go znosić?
Nie. To nie o to chodzi, że sytuacja gospodarcza jest taka, że nie powinno się obniżać podatków. W obecnej sytuacji powinno się niestety podatki podwyższać. Taka jest logika walki z inflacją. Natomiast ten podatek nie jest podatkiem, który się wprowadza w okresie dobrej lub złej koniunktury, tylko jest stałym elementem gry.
Zasadą jest, że wszystkie dochody powinny być opodatkowywane. Jeżeli są dochody z operacji kapitałowych, z przychodu na kapitale, to też powinny być opodatkowane. Ale ja nie jestem wcale jakimś entuzjastą podatków, opodatkowywania czy zwiększania podatku. Po prostu rozumiem, że pyta mnie pan dlatego, że ten podatek ma tak szlachetne nazwisko w nazwie (śmiech).
Powiedział pan, że należy podatki podnieść. Jakie i kiedy?
W to mnie pan nie wciągnie. To jest rola rządu. To on jest po to, żeby prowadzić rozsądną politykę i podejmować trudne decyzje, a nie tylko zbierać konfitury.
współpraca Jakub Mikulski