Przesłanie z placu Zamkowego

Warszawskie Stare Miasto to symbol pokoju, nie wojny.

Publikacja: 05.04.2022 23:22

Przesłanie z placu Zamkowego

Foto: Adobe Stock

Neologizm „odjaniepawlać”, stworzony od imienia Jana Pawła II, rozprzestrzenił się w ostatnich latach wśród młodych Polaków w żargonie mediów społecznościowych i można go rozumieć jako „mówić lub robić rzeczy bez sensu”.

Ten symptomatyczny dla oderwania się nowych pokoleń od religii i szerzej od świata dorosłych zwrot analizował kilka lat temu zmarły niedawno dominikanin o. Maciej Zięba. Ta charyzmatyczna postać, na której pamięci zaciążył pośmiertny skandal związany z nadużyciami podległego mu współbrata, odegrała decydującą rolę w kształtowaniu się wielu dzisiejszych czterdziestoletnich Polaków, którzy obecnie są ambasadorami, wyższymi urzędnikami administracji, redaktorami gazet, menedżerami międzynarodowych firm.

Nielogiczne zaproszenie

Prawdopodobnie również ich zdziwiło „odjaniepawlenie” prezydenta Joe Bidena, który podczas pobytu w Polsce cytował zaproszenie Jana Pawła II z początku pontyfikatu, aby się „nie lękać”, pozbawiając go jednak istotnej jego części, by „szeroko otworzyć drzwi Chrystusowi”.

W tym wypadku zaproszenie dość nielogiczne wobec ryzyka rozszerzenia się konfliktu rozpoczętego od inwazji Rosji na Ukrainę i uzasadnionych obaw z nim związanych. Poza tym zaproszenie wypowiedziane w niewłaściwym miejscu, bo jeśli plac Zamkowy w Warszawie jest miejscem do refleksji, to jest to refleksja nad horrorem wojny. To miejsce nie zasługuje na wykorzystanie go jako scenerii do słów podżegających do wojny, co więcej wygłoszonych przez następcę George’a W. Busha, który pozostał głuchy na przestrogę samego Wojtyły, wypowiadaną prawie bez głosu, ale z proroczym duchem tuż przed amerykańską inwazją na Irak: „Należę do tego pokolenia, które doświadczyło II wojny światowej i ją przeżyło. Mam obowiązek powiedzieć wszystkim młodym ludziom, młodszym ode mnie, którzy nie mieli tego doświadczenia: Nigdy więcej wojny!”.

Jak Feniks z popiołów

Wracając do Zamku Królewskiego, to nie tylko piękny zabytek, ale serce Starego Miasta, perełki leżącej w centrum nowoczesnej metropolii z wysokimi stalowo-szklanymi wieżowcami. W 1945 roku była tu dymiąca sterta ruin, całkiem identyczna, jeśli nie bardziej upiorna niż Mariupol czy Charków, bo w ciągu kilku miesięcy w mieście w 80 procentach zrównanym z ziemią zginęło 20 tys. żołnierzy i prawie 200 tys. cywilów, 100 tys. ocalałych deportowano do obozów koncentracyjnych w Niemczech, a 600 tys. przesiedlono do innych miast.

W 1944 roku, podczas powstania warszawskiego, mieszkańcy tego miasta walczyli z bezprecedensową zaciekłością z nazistami, aby wyzwolić stolicę, zanim wkroczy do niej Armia Czerwona. Byli pewni pomocy aliantów, która jednak okazała się spóźniona, skromna i niefortunnie niezdarna – wszak jak pisał wybitny brytyjski historyk Norman Davies – trzy czwarte z osiemdziesięciu ton zapasów, w tym wiele broni i amunicji, zrzucanych na spadochronach przez alianckie samoloty wpadło w ręce hitlerowców i zostało przez nich użyte do rzezi niezłomnej ludności.

To naziści, aby złamać morale powstańców, wysadzili w powietrze Zamek i pocięli na kawałki kolumnę, na szczycie której znajduje się spiżowa figura Zygmunta III Wazy, ukazanego niczym święty, trzymającego w jednej ręce miecz, a w drugiej krzyż. Kolumna ta jest nie tylko najstarszym w dziejach Europy niereligijnym pomnikiem upamiętniającym rzeczywistą postać, ale także plastycznym przedstawieniem przenikania się narodu i religii, tak charakterystycznego dla zbiorowej wyobraźni Polaków.

Po wojnie Stare Miasto w Warszawie zostało z wielkim wysiłkiem odbudowane, a rezultat jest wyjątkowy: zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i fascynuje turystów, którzy prawie nie zauważają, że zwiedzają rezultat gigantycznych prac renowacyjnych. Pamiętam panią Alicję, ubogą staruszkę, którą poznałem podczas wizyty w domu spokojnej starości, opowiadającą mi z błyszczącymi oczami, jak jako mała dziewczynka pracowała w zespołach wolontariuszy odbudowujących Warszawę. „Braliśmy cegły ze zniszczonych domów i kościołów, jedną po drugiej, i układaliśmy je jak puzzle: ożywienie tych ruin było naszą zbiorową zemstą na tych, którzy chcieli nas unicestwić” – opowiadała.

Apel z Warszawy

Ta romantyczna scena równoważona jest przez czarne legendy – rozpowszechnione w tych częściach Europy, które twierdzą, że komuniści kradli kamienie i cegły z innych polskich miast, aby upiększyć swoją stolicę. Właśnie, komuniści. Bo to Bolesław Bierut rozpoczął jej odbudowę w 1945 roku, a Edward Gierek w 1971 roku zdecydował się na odbudowę Zamku. Prace zakończono dopiero w latach 80. i tam gen. Wojciech Jaruzelski witał Jana Pawła II podczas jego trzeciej wizyty w Polsce.

Kilka lat później, w roku 1989, na tym samym placu odbyła się międzyreligijna modlitwa o pokój, zorganizowana przez Wspólnotę Sant’Egidio (po raz pierwszy poza Włochami), na zaproszenie prymasa Polski, kardynała Józefa Glempa. Był 1 września, pięćdziesiąt lat po wybuchu II wojny światowej, ale także w przededniu wielkich zmian, w czasie utrwalania się kompromisu między komunistami a Solidarnością i pokojowego przejścia, które oznaczało epokowy punkt zwrotny końca komunizmu w Europie.

Tego dnia na placu Zamkowym Tadeusz Mazowiecki, który w najbliższych dniach miał zostać pierwszym niekomunistycznym premierem, generał Jaruzelski i Andrea Riccardi, założyciel Wspólnoty Sant’Egidio, na dużym ekranie przesłanym specjalnie przez Włochy wysłuchali i obejrzeli wraz z przywódcami wielkich religii świata przesłanie Jana Pawła II nagrane w języku polskim.

Zastanawiając się nad „ranami”, jakie każda wojna zadaje ludzkości i zachęcając do „stałego wysiłku”, zmierzającego do wyeliminowania wojny jako „narzędzia rozwiązywania sporów”, Wojtyła powiedział: „Pięćdziesiąt lat później na ulicach Warszawy rozbrzmiewa już nie echo ciężkich żołnierskich kroków wojsk okupacyjnych, ale lekkich i przyjacielskich kroków pielgrzymów, mężczyzn i kobiet wyznających różne religie, przybyłych ze wszystkich stron świata, niemających innej siły, jak siłę wspomnień, która pobudza do refleksji i żarliwej modlitwy o pokój”.

Pokój to przesłanie placu Zamkowego w Warszawie i podsumowanie tej refleksji zostawiam samemu wielkiemu Janowi Pawłowi II, którego 17. rocznicę śmierci wspominaliśmy w tych dniach. Dla Wojtyły, który jako chłopiec przeżył wojnę, praca na rzecz pokoju wymagała „pełnego i niestrudzonego zaangażowania” i edukacji, „aby wykorzenić wszelkie zaufanie do wojny, przez pomoc w rozwiązanie wszelkich sporów”, pracy, która łączyła ludzi różnych religii i kultur, i która odpowiadała „oczekiwaniu całego świata, co więcej, jest nakazem historii: „nigdy więcej wojny!”.

Autor jest historykiem, wykładowcą rzymskiego Uniwersytetu Roma Tre, koordynatorem Wspólnoty Sant’Egidio w Polsce.

Tekst w skróconej formie ukaże się także na łamach włoskiego dziennika „Avvenire”.

Neologizm „odjaniepawlać”, stworzony od imienia Jana Pawła II, rozprzestrzenił się w ostatnich latach wśród młodych Polaków w żargonie mediów społecznościowych i można go rozumieć jako „mówić lub robić rzeczy bez sensu”.

Ten symptomatyczny dla oderwania się nowych pokoleń od religii i szerzej od świata dorosłych zwrot analizował kilka lat temu zmarły niedawno dominikanin o. Maciej Zięba. Ta charyzmatyczna postać, na której pamięci zaciążył pośmiertny skandal związany z nadużyciami podległego mu współbrata, odegrała decydującą rolę w kształtowaniu się wielu dzisiejszych czterdziestoletnich Polaków, którzy obecnie są ambasadorami, wyższymi urzędnikami administracji, redaktorami gazet, menedżerami międzynarodowych firm.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Marcin Mastalerek o Donaldzie Tusku: My wiemy, że on jest prorosyjski
Polityka
PiS, KO i Lewica rzucają poważne siły na wybory do europarlamentu. Dlaczego?
Polityka
Sondaż: Kto wygra wybory do PE? Polacy wskazują wyraźnego faworyta
Polityka
„Nie chcemy polexitu, tylko reformy Unii Europejskiej”. Konwencja wyborcza PiS
Polityka
Rada ministrów na śmieciówkach. Jak zarabiali członkowie rządu w zeszłym roku?