Projekt zakłada, że prezydenci miast, burmistrzowie, a w przyszłości też posłowie, będą sprawować swoje funkcje tylko przez dwie kadencje. Z tą różnicą, że nie będą one czteroletnie, tylko o rok dłuższe. Podobne ograniczenie chciałby wprowadzić PiS, tylko w zamyśle obozu władzy możliwy byłby powrót na stanowisko po czterech latach.
O pomyśle partii Petru pisaliśmy ponad miesiąc temu w artykule „Nowoczesna chce wietrzyć Sejm”. Posłanka Katarzyna Lubnauer przekonywała wtedy, że ograniczenie kadencji sprawi, że prezydenci i burmistrzowie będą podejmować mniej populistyczne decyzje, bo nie będą musieli przypodobać się wyborcom. - Są wyjątki, ale często kolejne kadencje są znacznie słabsze. Nie powstawałyby też układy wzajemnej zależności – mówiła wiceszefowa partii.
Nie popiera tego pomysłu członek zarządu partii, który od 2002 r. jest prezydentem Nowej Soli. - Jestem przeciw – ripostuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Wadim Tyszkiewicz.
Jak mówi, jego poparcie wśród mieszkańców po 14 latach nadal utrzymuje się na poziomie 87 proc. Za sprawą jego decyzji miasto się rozwinęło i ma dalsze plany rozwoju. - Dziś PiS rządzi dzięki populistycznym ruchom. Nie chciałbym, żeby moja partia szła w tym kierunku – mówi Tyszkiewicz. - Kadencyjność to łamanie kręgosłupa demokracji, bo dlaczego odbierać ludziom prawo wyboru tego, czego chcą? – pyta nasz rozmówca.
W Nowoczesnej usłyszeliśmy, że wprowadzenie takiego ograniczenia podniesie jakość pracy samorządów. Według prezydenta Nowej Soli, dojdzie do obniżenia poziomu, bo potencjalny kandydat, dobry specjalista w jakiejś dziedzinie, nie będzie chciał opuszczać swojej branży. Po dziesięciu latach przerwy (dwie kadencje) może już nie być dobrym ekspertem, bo wypadnie z obiegu. - Mówimy, że chcemy wybrać najlepszych z najlepszych. Ale ci nie pójdą kandydować w wyborach, wywracając swoje dotychczasowe życie do góry nogami – mówi nam Tyszkiewicz.