Po czarnym proteście, który przybrał nieoczekiwaną skalę, wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko: głos zabrali biskupi, PiS wycofał się z zapowiedzi przygotowania własnych projektów, a zwołana na popołudnie w pilnym trybie, bez wcześniejszego zawiadomienia, sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka nieoczekiwanie przyjęła wniosek o odrzucenie projektu komitetu „Stop aborcji". Wszystko to tuż przed debatą w Parlamencie Europejskim o przestrzeganiu praw kobiet w Polsce.
Zaskoczeni tempem wydarzeń byli wszyscy. – Jesteśmy zaniepokojeni trybem zwołania tej komisji – mówił przedstawiciel komitetu „Stop aborcji". – Nie mieliśmy czasu, żeby zaprosić naszych ekspertów.
Harmonogram nie do końca udało się PiS zrealizować. Sala w niewielkim budynku G okazała się za mała. Opozycja protestowała przeciw nieregulaminowemu trybowi zwołania posiedzenia. Obrady przeniesiono do Sali Kolumnowej.
Już z południowej zapowiedzi marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego (PiS) można było wysnuć wniosek, że po protestach kobiet nastawienie partii rządzącej do restrykcyjnego projektu (przewidującego całkowity zakaz aborcji i kary dla matek przerywających ciążę) zaczęło się zmieniać. Marszałek zapowiadał wcześniej zgłoszenie projektu autorstwa PiS, który miał być „kompromisowy". W środę zmienił zdanie: – Musimy poczekać, jakie będą wyniki prac nad tą ustawą (komitetu „Stop aborcji") w Sejmie – mówił.
Chwilę potem okazało się, że prace rozpoczną się szybko – tak szybko, że posiedzenie komisji wyznaczono na tę samą porę, co debatę plenarną na drugi zapalny temat, czyli ustawy o sędziach TK. Żeby sprawę jeszcze zagmatwać, sprawozdawcą ustawy był szef Komisji Sprawiedliwości poseł PiS Stanisław Piotrowicz.