Shinzo Abe, premier Japonii, był pierwszym szefem rządu, który spotkał się z Donaldem Trumpem po jego wyborczym sukcesie. Będzie też zapewne pierwszym gościem w Białym Domu po formalnym przejęciu władzy przez następcę Baracka Obamy. Jego wizytę zaplanowano na pierwszy tydzień po inauguracji Trumpa, która odbędzie się 20 stycznia.
Do tego czasu premier Shinzo Abe przybędzie jeszcze do USA na spotkanie z Barackiem Obamą. Po raz pierwszy przywódcy obu krajów spotkają się 27 grudnia w Pearl Harbor, w miejscu, w którym 7 grudnia 1941 roku japońskie lotnictwo zdziesiątkowało stacjonującą na Hawajach amerykańską flotę. Bez wypowiedzenia wojny. W ataku zginęło ponad 2,4 tys. Amerykanów. Był to początek wojny na Pacyfiku, zakończonej kapitulacją Japonii w 1945 roku po Hiroszimie i Nagasaki.
Tokio zapewnia, że premier Abe nie ma zamiaru za nic przepraszać. – Celem jego wizyty jest upamiętnienie ofiar, a nie składanie przeprosin – oświadczył rzecznik japońskiego premiera Yoshihide Suga. Sam premier mówił „o pojednaniu pomiędzy USA i Japonią".
Nawet bez oficjalnych przeprosin symbolika wizyty Shinzo Abe jest znacząca. Jest także konsekwencją majowej wizyty Baracka Obamy w Hiroszimie. To pierwszy urzędujący prezydent USA, który zdecydował się na taki krok.
Wszystko to dzieje się w warunkach niepewności co do przyszłej polityki USA w Azji. W kampanii wyborczej Donald Trump kwestionował zasady, na których oparty jest sojusz z Japonią. Udowadniał wbrew faktom, że Japonia nie ponosi kosztów finansowych amerykańskiego parasola militarnego. Sugerował także, że Japonia powinna się postarać o broń atomową, aby móc samodzielnie przeciwstawić się zagrożeniu ze strony Korei Północnej. W Japonii stacjonuje ponad 47 tys. żołnierzy USA, 7 Flota oraz 10 tys. marines.