„Korea ogłosiła, że znajduje się w końcowej fazie rozwoju broni atomowej, która może dosięgnąć Stany Zjednoczone. To nie nastąpi" – napisał na Twitterze Donald Trump w odpowiedzi na niedzielne, noworoczne przemówienie Kim Dzong Una, północnokoreańskiego przywódcy.
Zapowiedział w nim, że już w najbliższej przyszłości odbędzie się kolejny test rakietowy. Tym razem wystrzelona ma zostać rakieta międzykontynentalna zdolna do przenoszenia broni atomowej. Kim Dzong Un nie wymienił żadnej daty. W zasięgu tego rodzaju rakiety znaleźć się mają także Stany Zjednoczone.
Treść tweeta prezydenta elekta pozwala sądzić, że USA gotowe są do każdego rodzaju akcji, aby przerwać wysoce kontrowersyjny program atomowy Korei Płn. Jak można się domyślać, nie wyłączając ataku powietrznego.
Przy tym Trump zgłasza otwarcie pretensje do Chin, które ciągną ogromne korzyści z „jednostronnego handlu z USA", a nie czynią nic, aby przekonać swego sojusznika do okazania większej wstrzemięźliwości w rozbudowie swego programu atomowego.
– Chiny mogłyby oczywiście wpłynąć na Koreę Płn., ale z wielu powodów tego nie czynią. Nie chcą zerwania z reżimem z Pjongjangu, sojusznikiem jeszcze z czasów wojny koreańskiej – tłumaczy Tim Forsyth z London School od Economics. Nie wyklucza przy tym istnienia innej przyczyny. Rzecz w tym, że przyszły prezydent USA zamierza przebudować gruntownie relacje ekonomiczne z Pekinem, z których jego zdaniem korzyści odnoszą Chiny kosztem Ameryki. Jak twierdzi Forsyth, Pekin może zagrać kartą Korei Płn. w przyszłych negocjacjach z administracją Trumpa.