Mariano Rajoy ma za sobą całą zjednoczoną Europę. Przekonał się o tym raz jeszcze w piątek przy okazji wręczenia przez króla Felipe VI nagród Księżniczki Asturii w Oviedo, na które przyjechali Donald Tusk, Jean-Claude Juncker i Antonio Tajani, szefowie trzech głównych instytucji UE.
Dlatego dzień później premier ogłosił uruchomienie procedury z art. 155. konstytucji: po raz pierwszy od przywrócenia demokracji autonomia jednego z regionów kraju zostanie zawieszona. Decyzję musi jeszcze zatwierdzić Senat, co nastąpi do piątku. Wówczas szef katalońskiego rządu regionalnego (Generalitat) Carles Puigdemont i wszyscy jego doradcy zostaną odsunięci od władzy. Ich miejsce zajmie wysłannik Madrytu oraz szefowie specjalnych departamentów odpowiednich ministerstw w stolicy Hiszpanii. Rajoy chce w szczególności przejąć kontrolę na lokalną katalońską policją (Mossos d'Esquadra), finansami władz regionalnych oraz lokalną telewizją TV 3. Parlament kataloński nadal mógłby obradować, ale z ograniczonymi kompetencjami.
Lewicowa PSOE i liberalna Ciudadanos poparła decyzję Rajoya. Ale liderzy obu partii: Pedro Sanchez i Albert Rivera chcieli, aby już w styczniu zostały rozpisane nowe wybory w Katalonii. Rajoy takiego zobowiązania nie podjął: trzyma się zapisów art. 155, które mówią, że takie wybory muszą się odbyć w ciągu sześciu miesięcy.
– Nie można było działać gorzej, niż to robiła Generalitat w ostatnich czasach. Musimy odsunąć tych, którzy stoją na drodze do przywrócenia praworządności – oświadczył o godz. 13 w sobotę Rajoy.
Osiem godzin później w przemówieniu nagranym w Sali Gotyckiej Pałacu Generalitat Puigdemont mówił o najgorszym „ataku" na instytucje Katalonii „od dyktatora Francisco Franco". Oświadczył, że w piątek zbierze się kataloński parlament aby „podjąć decyzje, jakie się narzucają". Ale zapowiedź deklaracji niepodległości, na którą czekało wielu Katalończyków, z jego ust nie padła.